niedziela, 27 kwietnia 2014

ROZDZIAŁ VIII - Nie zawsze piersze podejrzenia są słuszne



Związek Mirandy i Caleba ciągle się rozwijał, mimo że byli dopiero na etapie przyzwyczajania się do tej sytuacji. Jak na razie układało im się bardzo dobrze. Każdą wolną chwilę spędzali razem. Zdecydowanie byli dla siebie stworzeni. Przyjaciele zaakceptowali ich związek, właściwie to nie mieli nic do gadania. 
Luke tak jak postanowił poszedł do Collinsa, aby dowiedzieć się, czym skrzywdził jego matkę. Gdy dotarł do domu Raya od razu zapukał do drzwi. Po chwili otworzyła mu Grunwald. Z jej wyrazu twarzy wynikało, że spodziewała się go, jednak nie była z tego powodu zadowolona
- Jest Collins ? – zapytał chłopak, wpraszając się do domu.
- Jest zajęty – odpowiedziała kobieta próbując zatrzymać chłopaka.
On jednak nie zamierzał się zatrzymać. Gniew coraz bardziej w nim narastał. Mimo, że obiecał sobie w domu, że będzie spokojny. Od razu swoje kroki kierował ku gabinetowi mężczyzny. W tyle słyszał jeszcze krzyki kobiety, która nakazywała mu się zatrzymać. Chłopak starał się ją ignorować. Kiedy doszedł do drzwi od razu je otworzył. Przy biurku jak zwykle siedział wuj Mirandy.
 - Co jej zrobiłeś ? – wybuchł chłopak, próbując wyciągnąć mężczyznę zza biurka.
- Może spokojniej – odpowiedział, broniąc się Ray. 
- Co zrobiłeś mojej matce ?
- To są sprawy dorosłych. Zaszło po prostu małe nie porozumienie.
W tym samym momencie do gabinetu przyszła Grunwald z policją, która chwyciła chłopaka za ramiona i wyprowadziła z budynku. Oczywiście Luke próbował się wyrywać, ale na nic się to zdało. Został przewieziony do aresztu.

W domu Mathesonów było spokojnie. Matka bliźniaków była w pracy, a Olivia siedziała przy stole w kuchni. Na stole leżało jedno z jej ulubionych czasopism. Dziewczyna była pogrążona w lekturze. Nagle jednak zadzwonił telefon. Gdy dziewczyna odebrała okazało się, że było to z policji. Jej brat siedział w areszcie, ponieważ kogoś zaatakował. Gdy rozmowa się zakończyła dziewczyna od razu wsiadła w samochód i skierowała się ku komendzie.
Na miejscu podeszła do znanych jej już policjantów, po to by dowiedzieć się co stało się z jej bliźniakiem. Została skierowana do jednej sal, w której miał znajdować się jej brat. Gdy weszła do środka zastała go siedzącego przy stole z twarzą ukrytą dłoniach.
- Coś ty zrobił ? – od razu zapytała.
- Nie ważne. Możemy już wracać ? – odpowiedział chłopak wstając z krzesła.
- Nie dopóki mi nie powiesz, o co chodzi. – wypaliła dziewczyna siadając naprzeciw niego.
- Boże zaatakowałem kogoś. 
- Wiem, że nie zrobiłeś tego bez powodu. Kto to w ogóle był ? – zapytała.
- Collins.
- Zaatakowałeś Collinsa ? – wykrzyczała dziewczyna podnosząc się z krzesła. – Dlaczego ? Myślałam, że już go zaakceptowałeś jako narzeczonego naszej matki.
- No właśnie już nie narzeczonego .. – odpowiedział Luke.
- Co masz na myśli ?
- No właśnie to, że wczoraj nasza matka była cała zapłakana, ponieważ ten gościu coś jej zrobił. Byłem u niego po to, aby dowiedzieć się, co się stało. On natomiast powiedział mi, że to nieporozumienie.
Remy wracała z ojcem z lotniska. Był on przecież w domu jej cioci, ponieważ ta musiała spędzić kilka dni w szpitalu. Gdy przejeżdżali obok domu Springera zobaczyli chłopaka rozmawiającego ze swoją matką i jakimś mężczyzną. Wyglądało na to, ze nie widzieli się dłuższy czas, ponieważ tak bardzo pochłonięci byli swoją rozmową, że zapomnieli o całej reszcie świata. 
-  To dzięki twojemu artykułowi – powiedział jej ojciec podążając za jej wzrokiem.
- Co ? – zapytała dziewczyna nie wiedząc, o co chodzi.
- O Springera. Ten obok niego to jego ojciec – powiedział. – Dzisiaj wyszedł z więzienia. Dzięki temu, co napisałaś ponownie rozpatrzyli jego sprawę. Jestem z Ciebie dumny.
Nadszedł dzień rozprawy Dillona. Rodzina Mathesonów, ich przyjaciele oraz świadkowie zgromadzili się na sali rozpraw. Cała rozprawa trochę się opóźniała. W końcu jednak wprowadzono przestępcę na salę. Gdy Olivia na niego spojrzała od razu po policzku spłynęła jej łza, mimo, że kilkanaście razy w domu ćwiczyła ten moment. Chłopak jednak wcale na nią nie spojrzał. Wszedł na salę z głową spuszczoną w dół. Kiedy w końcu usiadł sędzia zaczął całą uroczystość.
-  Zebraliśmy się tutaj, aby zakończyć sprawę morderstwa burmistrza Mathesona, oraz aby dowiedzieć się czy znajdujący się tu na sali Dillon jest za nie odpowiedzialny.
Przepytano wielu świadków. Większość z nich opowiadała o niczym, o tym, jakim cudownym burmistrzem był pan Matheson oraz jakim to strasznym człowiekiem musi być podejrzany. Oczywiście zeznawać musieli również dzieci zmarłego i jego żona. Pierwsza do barierki podeszła Olivia, gdy złożyła przysięgę, że nie będzie kłamać zaczęła mówić. 
- Sporo minęło czasu od śmierci taty. Wszyscy na początku posądzali nas albo mamę za to przestępstwo – całej przemowy nauczyła się przedtem na pamięć. – Nie wyglądało, na to, że Dillon mógłby go zabić. Tym bardziej ja, mimo że spędzałam z nim tyle czasu. Kochałam go, ufałam mu. Na początku nie chciałam w to uwierzyć, myślałam, że to nie prawda. Później jednak po zbadaniu dowodów okazało się, ze to on. Teraz nie mam wątpliwości – mimo, ze powiedziała to, co jej leżało na sercu nie mówiła, jaki chłopak mógłby mieć motyw, a dokładnie to, że jej ojciec wiedział o klątwie, a chłopak zabijając go mógłby mieć jakiś zysk.
Podobne słowa wygłosili Luke i Rachelle. Gdy już sąd chciał pójść na naradę, do Sali wszedł pewien mężczyzna. Był to nie za wysoki brunet w ciemno niebieskim garniturze. Właściwie ogólnie wyglądał trochę dziwacznie. Dodatkowo na głowie miał czarny kapelusz. W ręku trzymał kopertę wielkości kartki A4. W drzwiach jednak został zatrzymany przez policjantów.
- Mam pewne dowody – powiedział.

Sędzia pozwolił mu na wejście, tak, więc mężczyzna wszedł do środka. Ustawił się przy barierce i zaczął mówić.
- Wysoki sądzie nazywam się Richard Excel, jestem prywatnym detektywem. Postanowiłem jeszcze raz zbadać telefon podejrzanego. Mimo, że policji nie udało się tego znaleźć odczytałem pewną rozmowę telefoniczną, która odbyła się w dzień poprzedzający morderstwo. W tej kopercie mam nagranie.
W tym momencie podszedł do sędziego i dał mu kasetkę. Ten natomiast podał je innemu mężczyźnie, po to, aby odtworzył nagranie. Gdy już kasetka została włożona do komputera cała sala usłyszała szmery, po pewnym czasie odezwał się głos.
- Mam dla ciebie zadanie – odezwał się kobiecy głos. – Jutro zabijesz Mathesona, jeżeli tego nie zrobisz dobrze wiesz, co cię czeka. On wie zbyt dużo na temat klątwy. Dzięki temu przeżyjesz.
- Zabić ? Przecież to przestępstwo – odezwał się zaskoczony głos Dillona.
- Zrobisz to. Pamiętaj co ci ostatnio powiedziałam.
W tym momencie połączenie zostało przerwane. Po zakończeniu nagrania Olivia od razu spojrzała na Dillona. Może i zabił jej ojca, ale nie była to tylko jego wina. Ktoś mu to zlecił. Do tego jeszcze jej ojciec wiedział za dużo o klątwie ? Coraz bardziej ta sprawa się gmatwała. Myślała, ze po tej rozprawie cała sprawa się zakończy. Jedna rzecz jeszcze nie dawała jej spokoju, a mianowicie ona znała ten głos. Głos kobiety. Nie mogła sobie jednak przypomnieć, kto to był.
Oczywiście dzięki temu mężczyźnie sprawa została odwleczona, po to aby zapoznać się z rodowodem i zbadać kim była ta kobieta. Od razu po tym orzeczeniu wszyscy wyszli z Sali.
Piątka przyjaciół dla odstresowania się i po to, aby pogadać poszli do kawiarni. Mieli już właściwie gdzieś, to, że nie mają przebywać razem. Pierwotni zginęli, oni stali w punkcie wyjścia, wiec właściwie i tak mogli w każdej chwili zginąć, przez jakiś huragan, czy powódź. Gdy zajęli miejsca i zamówili jedzenie od razu zaczęli rozmawiać.
- Kim jest ta kobieta ? – zaczęła Mir.
- Nie wiem, ale na pewno ma w tym jakiś interes – dodał Caleb.
- I to nie mały – dokończył Luke.
- Proszę was nie rozmawiajmy o tym – powiedziała Liv. – Jestem tym wszystkim zmęczona. Właściwie to nawet odechciało mi się jeść – dokończyła. Przepraszam was.
Wyszła na zewnątrz i od razu zawołała taksówkę. Luke pojechał za nią.
Pozostała trójka postanowiła pójść do Caleba i tam spokojnie porozmawiać. Gdy doszli na miejsce od razu się rozgościli.
- Na pewno Liv musi być ciężko. Może jutro rano będzie lepiej – powiedziała Miranda martwiąc się o przyjaciółkę.
- No tak. Ciekawe, co ich ojciec wiedział o naszej klątwie. To jest trochę podejrzane nie sądzicie ? Tym bardziej, że Dillon też był w to zamieszany.
- Musimy się tego dowiedzieć, ale nie wplątujmy w to Luka i Liv. Bo nie wiadomo jak zareagują naprawdę. Najpierw my musimy dowiedzieć, co się stało.
Reszta przytaknęła Remy. Musieli się dowiedzieć, tylko jeszcze nie wiedzieli jak. W tym samym momencie zaczęło dziać się coś dziwnego. Wszystko zaczęło się ruszać, a w końcu pojawiła się straszna postać. 
_____________________________________________________________
 I jesteśmy za kolejnym rozdziałem. Trochę nie za ciekawy, ale próbuję rozwiązać kilka spraw po to aby nie było to tak pogmatwane. W przyszłym rozdziale planuję dużo akcji związanej z klątwą, możliwe że będzie jakiś wypadek, który zagrozi życiu naszych bohaterów. W końcu o to chodzi w klątwie. Co nie ? Zachęcam do głosowania w ankiecie co sądzicie o blogu. Jest to taka motywacja dla mnie, a też i próba poprawy. Dziękuję. Buziaki :*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz