niedziela, 27 kwietnia 2014

ROZDZIAŁ VIII - Nie zawsze piersze podejrzenia są słuszne



Związek Mirandy i Caleba ciągle się rozwijał, mimo że byli dopiero na etapie przyzwyczajania się do tej sytuacji. Jak na razie układało im się bardzo dobrze. Każdą wolną chwilę spędzali razem. Zdecydowanie byli dla siebie stworzeni. Przyjaciele zaakceptowali ich związek, właściwie to nie mieli nic do gadania. 
Luke tak jak postanowił poszedł do Collinsa, aby dowiedzieć się, czym skrzywdził jego matkę. Gdy dotarł do domu Raya od razu zapukał do drzwi. Po chwili otworzyła mu Grunwald. Z jej wyrazu twarzy wynikało, że spodziewała się go, jednak nie była z tego powodu zadowolona
- Jest Collins ? – zapytał chłopak, wpraszając się do domu.
- Jest zajęty – odpowiedziała kobieta próbując zatrzymać chłopaka.
On jednak nie zamierzał się zatrzymać. Gniew coraz bardziej w nim narastał. Mimo, że obiecał sobie w domu, że będzie spokojny. Od razu swoje kroki kierował ku gabinetowi mężczyzny. W tyle słyszał jeszcze krzyki kobiety, która nakazywała mu się zatrzymać. Chłopak starał się ją ignorować. Kiedy doszedł do drzwi od razu je otworzył. Przy biurku jak zwykle siedział wuj Mirandy.
 - Co jej zrobiłeś ? – wybuchł chłopak, próbując wyciągnąć mężczyznę zza biurka.
- Może spokojniej – odpowiedział, broniąc się Ray. 
- Co zrobiłeś mojej matce ?
- To są sprawy dorosłych. Zaszło po prostu małe nie porozumienie.
W tym samym momencie do gabinetu przyszła Grunwald z policją, która chwyciła chłopaka za ramiona i wyprowadziła z budynku. Oczywiście Luke próbował się wyrywać, ale na nic się to zdało. Został przewieziony do aresztu.

W domu Mathesonów było spokojnie. Matka bliźniaków była w pracy, a Olivia siedziała przy stole w kuchni. Na stole leżało jedno z jej ulubionych czasopism. Dziewczyna była pogrążona w lekturze. Nagle jednak zadzwonił telefon. Gdy dziewczyna odebrała okazało się, że było to z policji. Jej brat siedział w areszcie, ponieważ kogoś zaatakował. Gdy rozmowa się zakończyła dziewczyna od razu wsiadła w samochód i skierowała się ku komendzie.
Na miejscu podeszła do znanych jej już policjantów, po to by dowiedzieć się co stało się z jej bliźniakiem. Została skierowana do jednej sal, w której miał znajdować się jej brat. Gdy weszła do środka zastała go siedzącego przy stole z twarzą ukrytą dłoniach.
- Coś ty zrobił ? – od razu zapytała.
- Nie ważne. Możemy już wracać ? – odpowiedział chłopak wstając z krzesła.
- Nie dopóki mi nie powiesz, o co chodzi. – wypaliła dziewczyna siadając naprzeciw niego.
- Boże zaatakowałem kogoś. 
- Wiem, że nie zrobiłeś tego bez powodu. Kto to w ogóle był ? – zapytała.
- Collins.
- Zaatakowałeś Collinsa ? – wykrzyczała dziewczyna podnosząc się z krzesła. – Dlaczego ? Myślałam, że już go zaakceptowałeś jako narzeczonego naszej matki.
- No właśnie już nie narzeczonego .. – odpowiedział Luke.
- Co masz na myśli ?
- No właśnie to, że wczoraj nasza matka była cała zapłakana, ponieważ ten gościu coś jej zrobił. Byłem u niego po to, aby dowiedzieć się, co się stało. On natomiast powiedział mi, że to nieporozumienie.
Remy wracała z ojcem z lotniska. Był on przecież w domu jej cioci, ponieważ ta musiała spędzić kilka dni w szpitalu. Gdy przejeżdżali obok domu Springera zobaczyli chłopaka rozmawiającego ze swoją matką i jakimś mężczyzną. Wyglądało na to, ze nie widzieli się dłuższy czas, ponieważ tak bardzo pochłonięci byli swoją rozmową, że zapomnieli o całej reszcie świata. 
-  To dzięki twojemu artykułowi – powiedział jej ojciec podążając za jej wzrokiem.
- Co ? – zapytała dziewczyna nie wiedząc, o co chodzi.
- O Springera. Ten obok niego to jego ojciec – powiedział. – Dzisiaj wyszedł z więzienia. Dzięki temu, co napisałaś ponownie rozpatrzyli jego sprawę. Jestem z Ciebie dumny.
Nadszedł dzień rozprawy Dillona. Rodzina Mathesonów, ich przyjaciele oraz świadkowie zgromadzili się na sali rozpraw. Cała rozprawa trochę się opóźniała. W końcu jednak wprowadzono przestępcę na salę. Gdy Olivia na niego spojrzała od razu po policzku spłynęła jej łza, mimo, że kilkanaście razy w domu ćwiczyła ten moment. Chłopak jednak wcale na nią nie spojrzał. Wszedł na salę z głową spuszczoną w dół. Kiedy w końcu usiadł sędzia zaczął całą uroczystość.
-  Zebraliśmy się tutaj, aby zakończyć sprawę morderstwa burmistrza Mathesona, oraz aby dowiedzieć się czy znajdujący się tu na sali Dillon jest za nie odpowiedzialny.
Przepytano wielu świadków. Większość z nich opowiadała o niczym, o tym, jakim cudownym burmistrzem był pan Matheson oraz jakim to strasznym człowiekiem musi być podejrzany. Oczywiście zeznawać musieli również dzieci zmarłego i jego żona. Pierwsza do barierki podeszła Olivia, gdy złożyła przysięgę, że nie będzie kłamać zaczęła mówić. 
- Sporo minęło czasu od śmierci taty. Wszyscy na początku posądzali nas albo mamę za to przestępstwo – całej przemowy nauczyła się przedtem na pamięć. – Nie wyglądało, na to, że Dillon mógłby go zabić. Tym bardziej ja, mimo że spędzałam z nim tyle czasu. Kochałam go, ufałam mu. Na początku nie chciałam w to uwierzyć, myślałam, że to nie prawda. Później jednak po zbadaniu dowodów okazało się, ze to on. Teraz nie mam wątpliwości – mimo, ze powiedziała to, co jej leżało na sercu nie mówiła, jaki chłopak mógłby mieć motyw, a dokładnie to, że jej ojciec wiedział o klątwie, a chłopak zabijając go mógłby mieć jakiś zysk.
Podobne słowa wygłosili Luke i Rachelle. Gdy już sąd chciał pójść na naradę, do Sali wszedł pewien mężczyzna. Był to nie za wysoki brunet w ciemno niebieskim garniturze. Właściwie ogólnie wyglądał trochę dziwacznie. Dodatkowo na głowie miał czarny kapelusz. W ręku trzymał kopertę wielkości kartki A4. W drzwiach jednak został zatrzymany przez policjantów.
- Mam pewne dowody – powiedział.

Sędzia pozwolił mu na wejście, tak, więc mężczyzna wszedł do środka. Ustawił się przy barierce i zaczął mówić.
- Wysoki sądzie nazywam się Richard Excel, jestem prywatnym detektywem. Postanowiłem jeszcze raz zbadać telefon podejrzanego. Mimo, że policji nie udało się tego znaleźć odczytałem pewną rozmowę telefoniczną, która odbyła się w dzień poprzedzający morderstwo. W tej kopercie mam nagranie.
W tym momencie podszedł do sędziego i dał mu kasetkę. Ten natomiast podał je innemu mężczyźnie, po to, aby odtworzył nagranie. Gdy już kasetka została włożona do komputera cała sala usłyszała szmery, po pewnym czasie odezwał się głos.
- Mam dla ciebie zadanie – odezwał się kobiecy głos. – Jutro zabijesz Mathesona, jeżeli tego nie zrobisz dobrze wiesz, co cię czeka. On wie zbyt dużo na temat klątwy. Dzięki temu przeżyjesz.
- Zabić ? Przecież to przestępstwo – odezwał się zaskoczony głos Dillona.
- Zrobisz to. Pamiętaj co ci ostatnio powiedziałam.
W tym momencie połączenie zostało przerwane. Po zakończeniu nagrania Olivia od razu spojrzała na Dillona. Może i zabił jej ojca, ale nie była to tylko jego wina. Ktoś mu to zlecił. Do tego jeszcze jej ojciec wiedział za dużo o klątwie ? Coraz bardziej ta sprawa się gmatwała. Myślała, ze po tej rozprawie cała sprawa się zakończy. Jedna rzecz jeszcze nie dawała jej spokoju, a mianowicie ona znała ten głos. Głos kobiety. Nie mogła sobie jednak przypomnieć, kto to był.
Oczywiście dzięki temu mężczyźnie sprawa została odwleczona, po to aby zapoznać się z rodowodem i zbadać kim była ta kobieta. Od razu po tym orzeczeniu wszyscy wyszli z Sali.
Piątka przyjaciół dla odstresowania się i po to, aby pogadać poszli do kawiarni. Mieli już właściwie gdzieś, to, że nie mają przebywać razem. Pierwotni zginęli, oni stali w punkcie wyjścia, wiec właściwie i tak mogli w każdej chwili zginąć, przez jakiś huragan, czy powódź. Gdy zajęli miejsca i zamówili jedzenie od razu zaczęli rozmawiać.
- Kim jest ta kobieta ? – zaczęła Mir.
- Nie wiem, ale na pewno ma w tym jakiś interes – dodał Caleb.
- I to nie mały – dokończył Luke.
- Proszę was nie rozmawiajmy o tym – powiedziała Liv. – Jestem tym wszystkim zmęczona. Właściwie to nawet odechciało mi się jeść – dokończyła. Przepraszam was.
Wyszła na zewnątrz i od razu zawołała taksówkę. Luke pojechał za nią.
Pozostała trójka postanowiła pójść do Caleba i tam spokojnie porozmawiać. Gdy doszli na miejsce od razu się rozgościli.
- Na pewno Liv musi być ciężko. Może jutro rano będzie lepiej – powiedziała Miranda martwiąc się o przyjaciółkę.
- No tak. Ciekawe, co ich ojciec wiedział o naszej klątwie. To jest trochę podejrzane nie sądzicie ? Tym bardziej, że Dillon też był w to zamieszany.
- Musimy się tego dowiedzieć, ale nie wplątujmy w to Luka i Liv. Bo nie wiadomo jak zareagują naprawdę. Najpierw my musimy dowiedzieć, co się stało.
Reszta przytaknęła Remy. Musieli się dowiedzieć, tylko jeszcze nie wiedzieli jak. W tym samym momencie zaczęło dziać się coś dziwnego. Wszystko zaczęło się ruszać, a w końcu pojawiła się straszna postać. 
_____________________________________________________________
 I jesteśmy za kolejnym rozdziałem. Trochę nie za ciekawy, ale próbuję rozwiązać kilka spraw po to aby nie było to tak pogmatwane. W przyszłym rozdziale planuję dużo akcji związanej z klątwą, możliwe że będzie jakiś wypadek, który zagrozi życiu naszych bohaterów. W końcu o to chodzi w klątwie. Co nie ? Zachęcam do głosowania w ankiecie co sądzicie o blogu. Jest to taka motywacja dla mnie, a też i próba poprawy. Dziękuję. Buziaki :*

wtorek, 22 kwietnia 2014

ROZDZIAŁ VII - Nie wszystkim warto ufać



Miranda postanowiła ukrywać się przed Calebem. Nie chciała tłumaczyć mu się z ostatniej sytuacji. Mimo wszystko nie żałowała tego, co zrobiła. Właściwie to cały czas myślała o tym wydarzeniu. Najbardziej zastanawiające było dla niej to czuł on. Może już pogodził się z rozstaniem z Hanną, może jest dla nich jakaś szansa. Uśmiechała się sama do siebie na samą myśl o tym jak by było cudownie jakby byli razem. Mogliby się upodobnić do ich przodków – po prostu kochać się ponad wszystko, nawet po śmierci.

Max weszła do Sali, w której siedział Dillon. Policjanci bez trudu ją wpuścili, jak powiedziała, że jest jego siostrą. Większość z nich widziała dziewczynkę w mieście, więc nie zadawało pytań, mimo, że nie było przy niej osoby dorosłej. Nie była w tym miejscu pierwszy raz. W końcu nawet raz spotkała w tym miejscu Olivię. Na środku stał stół z trzema krzesłami. Na jednym z nich siedział Dillon, ubrany w tradycyjne więzienne ciuchy. Na razie był jeszcze w tzw. areszcie, ale po zebranych dowodach był już traktowany jak każdy morderca. Następnego dnia miała się odbyć rozprawa, w związku z jego czynami. Dziewczynka usiadła i spojrzała na chłopaka.
- Po co znowu przyszłaś ? – zapytał chłopak.
- Mamy wiele spraw do załatwienia – odpowiedziała. – Nie dokończyłeś swoje zadania.
- Mówiłem ci już, że skończyłem z tym. Nie chce mieć z Tobą nic wspólnego – wykrzyknął podnosząc się z miejsca.
Strażnik stojący z boku podszedł do chłopaka i nakazał mu usiąść. Chłopak jednak zwrócił się do strażnika nie siadając.
- Chcę już stąd wyjść. I proszę, abyście nigdy więcej nie wpuszczali to jej.
Mężczyzna kiwnął głową na znak zgody, wziął chłopaka za ręce i wyprowadził z sali. Gdy już opuścili pomieszczenie dziewczynka z całej siły uderzyła w stół. Była strasznie zdenerwowana. Wszystko nie szło po jej myśli. Tym bardziej, że jej siostra wróciła. Musiała jeszcze ją znosić.

Remy spotkała się Lukem w swoim domu. Tęskniła już za ich dawnymi spotkaniami, jeszcze przed śmiercią jego ojca. Chciała, chociaż na chwilę zapomnieć o wszystkim spędzając czas z ukochanym. Jednak jak zwykle ich temat rozmowy sprowadzał się do jednego.
- Jak się czujesz ? Dalej masz koszmary ? – zapytał chłopak martwiąc się o dziewczynę.
- Nie już wszystko jest okej – odpowiedziała dziewczyna okłamując chłopaka.
Może nie śniły jej się strasznie drastyczne momenty, ale jednak były to złe sny. Za każdym razem widziała jak ona wraz z czwórką przyjaciół umierają. Jednak za każdym razem to wydarzenie odbywało się w innych okolicznościach. Raz tonęli w aucie, tak jak za pierwszym razem. Później ginęli w pożarze, a kolejnym razem podczas wypadku statkiem, ale po co miała mu o tym mówić ? Przecież to nie było takie istotne.
- Cieszę się – uśmiechnął się i pocałował dziewczynę. – Wiesz, że cię kocham i martwię się o ciebie.
- Uwierz mi nie masz o co. Wszystko jest w jak najlepszym porządku.
- A jak tam po wyjeździe mamy ? Dostałaś od niej jakąś wiadomość ? – zapytał.
- Jak na razie tylko Tyle, że jest już na miejscu. Od razu zostali wysłani na misję, więc pewnie nie ma za bardzo czasu na napisanie listu – odpowiedziała, tuląc chłopaka.
Od wyjazdu jej mamy minęło dopiero kilka dni. Obiecała, że będzie pisała tak często jak tylko może. Na razie Remy nie przejmowała się brakiem listów, no, bo przecież jej matka ma tam właściwie ważniejsze rzeczy, ale mimo to martwiła się o nią. Zawsze zastanawiała się, dlaczego jej mama nie może być zwykłą kelnerką, czy sekretarką...
- O czym tak myślisz ? – przerwał jej przemyślenia Luke.
- O niczym ważnym. To co robimy ? – zapytała, zmieniając temat.
- Może jakaś romantyczna kolacja ? – zaproponował chłopak.
- Od kiedy to jesteś taki romantyczny ? – zapytała dziewczyna śmiejąc się jednocześnie. Właściwie to chłopak zaskoczył ją swoją propozycją. Nigdy nie chodzili na te romantyczne kolacje. Zazwyczaj zamawiali pizzę.
- No wiesz. Ludzie się zmieniają, a tym bardziej dla Ciebie raz mogę się postarać i sam ci coś ugotuję. Tym bardziej, ze twojego taty nie ma.

Fakt, jej ojca nie było. Wyjechał na trzy dni do cioci, zająć się jej psami, ponieważ ona zachorowała. Remy oczywiście nie mogła jechać, bo musiała chodzić do szkoły. Oboje więc udali się do kuchni. Chłopak założył niebieski fartuch w białe grochy, który wisiał w kuchni. Gdy dziewczyna go zobaczyła wybuchła śmiechem. Już dawno tak świetnie się nie bawiła.

W końcu Caleb postanowił pójść do Mirandy. Mieszkała ona u swojego wujka, tak jak od początku zamierzała. Jej pokój znajdował się po prawej stronie na początku długiego korytarza. Zapukał lekko do jej drzwi.
- Proszę. Otwarte – powiedziała Miranda wykrzykując z łazienki. - Zaraz przyjdę.
Chłopak rozsiadł się na kanapie nie odpowiadając dziewczynie. Gdy Mir weszła do pokoju w samym ręczniku i zauważyła Caleba od razu znieruchomiała. Cały dzień starała się nie wychodzić z pokoju, żeby go nie spotkać. Nie myślała, że on sam do niej przyjdzie.
- O co chodzi ? – zapytała wycierając włosy drugim ręcznikiem.
- Chciałem pogadać. O tym, co się wydarzyło.
- Tak wiem, że to był dla ciebie błąd możemy mieć tą rozmowę za sobą. Jak będziesz wychodził zamknij drzwi – powiedziała dziewczyna ponownie wchodząc do łazienki.
- Tyle, że dla mnie to nie był błąd – odpowiedział.
W tym samym momencie dziewczyna stanęła w progu łazienki i odwróciła się do chłopaka. Podeszła o krok bliżej nie odzywając się. Czekała na dalszy rozwój wydarzeń. Nie chciała zepsuć tej chwili swoją nieudaną gadką.
- Nie wiem, dlaczego, ale cały dzisiejszy dzień spędziłem na myśleniu o tym, co się wydarzyło. Nie mogłem wyrzucić tego z pamięci. A skoro oboje utkwiliśmy tutaj, to może warto byłoby spróbować – powiedział podchodząc do dziewczyny.
- A co z Hanną ? – zapytała.
- Sama wiesz, że nasz związek nie ma sensu. Nie mogę jej narażać, a tak w ogóle sama zauważyłaś, że uważa mnie za wariata, który gada z duchami.
Po tych słowach dziewczyna wiedziała już wszystko. Nie odpowiadała. Twarze dwójki były coraz bliżej siebie. Oboje czuli swoje oddechy na twarzy. Mir serce waliło jak szalone. Od zawsze czekała na ten moment. Marzyła o tym, aby trwał on jak najdłużej. W końcu Caleb ujął w dłonie twarz dziewczyny i pocałował ją. Przez tą chwilę oboje nie zwracali uwagi na nic innego, oprócz siebie.

Olivia spotkała się z Remy, ponieważ chciała z nią pogadać na temat klątwy. Od kiedy jej życie legło w gruzach to było jej jedynym zajęciem – rozwiązywanie zagadek związanych z klątwą. Stwierdziła, że nie ma czasu na użalanie się nad sobą. Musi się czymś zająć, żeby nie zwariować. Obie usiadły na kanapie. Na początku towarzyszyła im cisza. Widać było, że Remy chce poruszyć ten drażniący temat związany z Liv. Jednak nie wiedziała jak zacząć.
- Widziałaś ostatnio tych wszystkich pierwotnych ? – zapytała Olivia, aby przyjaciółka zajęła swoją głowę innymi myślami, niż jej problemy.
- Właśnie nie widziałam – powiedziała. – Powiem szczerze, że nawet się nad tym nie zastanawiałam. Jakoś ich obecność za wiele nie wnosiła w nasze życie. Wiedzieli mniej niż my – dokończyła swoją wypowiedź.
- Nie ma ich już od jakiś kilku dni. Myślę, że ich włosy, znowu zostały zamknięte w słoikach. Pamiętaj, że nie zostały one posprzątane wtedy w kaplicy – powiedziała.
- A może po prostu zrobił to Collins. Pewnie miał cały zapas włosów zmarłych – odpowiedziała Remy.
- Po co miałby najpierw ich wypuszczać, żeby potem ich zamknąć z powrotem ?
- To jest Collins. On zawsze coś ukrywa.
- Wydaje mi się, że on chyba nie ma z tym nic wspólnego. Rozmawiałam też o tym z Mirandą. Ona uważa tak samo jak ja. Myślę, że jest dobrą postacią.

Gdy Luke wszedł do domu zauważył jego mamę siedzącą przy stole. Zamknął za sobą drzwi i od razu udał się do kuchni. Usiadł na krześle obok niej.
- Słuchaj. Przemyślałem wszystko i stwierdziłem, że zgadzam się – powiedział do matki spoglądając na nią.
- Ale na co ? – zapytała.
- No na twój ślub – odpowiedział.
W tym momencie jego matka spojrzała się na niego. Dopiero teraz zauważył, że jest ona cała zapłakana. Jej oczy były spuchłe. Musiała już chwilę tak siedzieć.
- Co się stało ? – zapytał chłopak obejmując mamę.
- Żadnego ślubu nie będzie – odpowiedziała i wyszła z kuchni.
Kobieta kierowała się w stronę swojej sypialni. Jednak syn podążał za nią. Musiał się dowiedzieć co się stało. Dlaczego płakała ? I co ze ślubem ?
- Powiedz mi o co chodzi – wykrzyczał, cały czas idąc za matką.
- Po prostu mnie oszukał – powiedziała wchodząc do pokoju zatrzaskując za sobą drzwi.
Gdy chłopak próbował je otworzyć. Okazało się, że zostały zamknięte na klucz. Postanowił zostawić ją samą. Potrzebowała trochę swobody. Musiała trochę odpocząć i wszystko sobie poukładać tak jak po śmierci ojca.  Zastanawiał się tylko, co takiego wydarzyło się pomiędzy nią, a Collinsem. Postanowił, że następnego dnia pójdzie do niego i zobaczy, co ma do powiedzenia w tej sprawie. Nie chciał już dzisiaj urządzać awantury, a dodatkowo nie mógł zostawić mamy samej w domu.

Pani Grunwald siedziała u siebie w pokoju i czytała książkę. W pewnym momencie odłożyła ją i podeszła do swojej Szady. Wysunęła jedną z szuflad. Znajdowało się w niej pięć słoików. Z inicjałami. Wyciągnęła jeden z nich, z napisanym na wieczku M.C. Zaczęła przeglądać kosmyk włosów znajdujący się w środku.
- Już mi nie popsujecie planów – powiedziała do samej siebie odkładając słoik z powrotem na miejsce.
- Może pani na chwilę przyjść ? – zawołał Collins pukając do jej drzwi.
- Już idę – odpowiedziała zamykając szufladę na klucz.
 Włożyła go pod poduszkę i wyszła z pomieszczenia. 
_________________________________________________________________________
Cześć. Znowu jesteśmy dalej. Tym razem podoba mi się rozdział. Jest w nim trochę dynamiki. Mamy tutaj szpiega Liv, którą jeszcze bardziej uatrakcyjnię w następnym rozdziale, mamy zerwanie Collinsa z matką bliźniaków, podejrzaną Grunwald i oczywiście Mileba, który powstał dzięki ankiecie, którą przeprowadziłam. Większość z was była za tym związkiem, więc proszę bardzo.  Co sądzicie o rozdziale ? Czego jeszcze oczekujecie ode mnie w przyszłych rozdziałach ? A tak w ogóle jak wam minęły święta ? :)

wtorek, 15 kwietnia 2014

ROZDZIAŁ VI - W przyjaźni liczy się szczerość


Nadszedł kolejny poranek w Ravenswood. Remy wyszła ze swojego pokoju i poszła do pokoju rodziców, aby pomóc mamie w ostatnich przygotowaniach do wyjazdu. Spakowały już wszystkie rzeczy. Teraz wystarczyło wsadzić torby do bagażnika i zawieść matkę na lotnisko do miasta, które znajdowało się kilka mil dalej. Remy niestety nie mogła towarzyszyć przy podróży, ponieważ musiała iść do szkoły. Mimo, że prosiła rodziców, aby mogła odpuścić sobie jeden dzień nauki oni nie dali za wygraną. Tak, więc, gdy już torby podróżne zostały zapakowane do bagażnika dziewczyna podeszła do swojej matki.
- Hej skarbie – powiedziała jej mama. – Poradzicie sobie tak jak zawsze. Wrócę za to kilka miesięcy i znowu będziemy razem.
- Tak wiem. Ale boję się, że w międzyczasie coś ci się stanie – odpowiedziała dziewczyna.
- Jeżeli miałoby mi się coś stać, to nie ważne gdzie będę. Kocham Cię – powiedziała przytulając dziewczynę. – Do widzenia – powiedziała wsiadając do samochodu zamykając za sobą drzwi.
Z domu w tym samym czasie wyszedł jej ojciec. Objął córkę i ucałował w głowę.
- Do zobaczenia po szkole – powiedział wsiadając do samochodu.
Olivia spotkała się z Tess. Swoją przyjaciółką. Liczyła, że chociaż na nią teraz może liczyć. Spotkały się w swojej ulubionej kawiarni. Od małego widywały się w tym miejscu, obie bardzo je lubiły. Teraz jednak dziewczyna postanowiła miło spędzić czas nie przejmując się teraźniejszymi problemami.
- I co tam u Ciebie ? – zaczęła dziewczyna. – Powinnam się kochanie na Ciebie obrazić. Jakoś ostatnio mnie zaniedbujesz – powiedziała uśmiechając się do dziewczyny popijając łyk kawy.
- Wiesz sporo się u mnie działo, ta afera z ojcem i Dillonem… - powiedziała urywając. Nie chciała się jej ze wszystkiego tłumaczyć, ponieważ to stworzyłoby kolejne pytania wypowiadane przez przyjaciółkę w jej kierunku.
- Oj tak wiem. Nie będziemy o tym z resztą gadać. Musimy ci poszukać nowe ciacho. Co myślisz o tamtym ? – powiedziała wskazując palcem młodego chłopaka. Miał około 19 lat. Był wysportowanym brunetem o brązowych oczach i ciemnej karnacji. – To Matt Blue. Wprowadził się tutaj niedawno. Chętnie bym się z nim umówiła, ale teraz to ty jesteś w potrzebie, więc ci go odstąpię.
- Dzisiaj to ja ci go odstąpię – uśmiechnęła się w odpowiedzi. Za to właśnie uwielbiała Tess. Była spontaniczna, zabawna. I znakomicie potrafiła zmienić temat.
Dziewczyny spędziły ze sobą całe popołudnie. Po wyjściu z kawiarni odwiedziły też pobliskie centrum handlowe. Od dawna Liv nie wybierała sobie sama ubrań. Już prawie zapomniała jak to jest robić zakupy z przyjaciółką. Całe obładowane poszły jeszcze na spacer do parku. Przysiadły na jednej z ławeczek odpoczywając po wysiłku. W końcu musiały walczyć z kilkoma dziewczynami o swoje ubrania. Dzisiaj był dzień wyprzedaży. Nastolatki rzuciły się, więc na sklepy jak na ostatni kawałek chleba.
- Widziałaś ostatnio Springera ? – zagaiła rozmowę Liv. Od czasu wywiadu do gazety napisanego przez Remy nie widziała go.
- Spotkałam go chyba wczoraj na mieście. A czemu pytasz ? – odpowiedziała od niechcenia Tess spoglądając w niebo.
- A tak tylko. Po prostu już go dawno nie wiedziałam. Nawet w szkole się nie pojawia.
- Pewnie ma jakieś problemy, po pobycie w szpitalu. Wiesz jak to jest. Rehabilitacje i tak dalej.
- Tak, tak. Z resztą widziałam cię ostatnio jak wchodziłaś na komisariat. Dowiedziałam się też od policjantów, że odwiedzałaś Dillona. Po co ? – zapytała przypominając sobie fakty sprzed kilku dni, o których właściwie już zapomniała.
- A no byłam mu powiedzieć, co o nim myślę. Po tym, co tobie zrobił – odpowiedziała nie patrząc przyjaciółce w twarz. Nie umiała kłamać. Olivia od razu u niej rozpoznawała, kiedy nie mówi jej prawdy. Zresztą już Luke mówił jej kilka nieciekawych rzeczy o przyjaciółce, ale właściwie nie zwracała na nie uwagi.
- Powiedz mi prawdę. Nie jestem głupia. Chcę się z tobą przyjaźnić, ale okłamujesz mnie – wyrzuciła.
- A ty też nie mówisz mi wszystkiego, o klątwie i w ogóle… - tu urwała zakrywając sobie usta.
- Skąd wiesz o klątwie ? – wykrzyknęła Liv wstając z ławki. – Skąd to wiesz ? Odpowiedz mi – W tym momencie dziewczyna w ogóle nie zwracała uwagi na ludzi znajdujących się w pobliżu. Musiała znać prawdę. Dowiedziała się, że jej przyjaciółka coś ukrywa i miało to wielki związek z jej życiem.
- Okej. Wiem od Dillona – powiedziała.
- Po porostu od tak ci powiedział ?
- Nie po prostu, ale nie mogę ci o tym powiedzieć nie teraz – powiedziała odchodząc. Olivia nie miała siły jej gonić. Nie chciała. Wiedziała, że ich przyjaźń już przestała istnieć. Teraz właściwie nie ma, na kogo liczyć. Zostali jej tylko Remy, Luke, Caleb i Miranda. 
Miranda postanowiła opowiedzieć Calebowi o swoim odkryciu. O tym jak poznała Max i jej bliźniaczkę. Oczywiście wczoraj po odkryciu tej nowiny poszła od razu do domu. Od czasu jej snu, z dziewczynką w roli głównej bała się jej. Nie chciała przebywać w jej pobliżu, a tym bardziej w pobliżu jej z zdwojoną siłą.
- Spotkałam je w parku. Były identycznie ubrane. Obie były blondynkami. Po prostu to takie niewiarygodne. Myślałam, że już nic nie da rady mnie zaskoczyć.
- Łał. Zdecydowanie to jeszcze nie wszystko. Z pewnością czekają na nas jeszcze inne atrakcje. Chociaż właściwie nie wiem, dlaczego prędzej nie widzieliśmy ich razem.
- No tak jest to zastanawiające – odpowiedziała Miranda. – A tak właściwie to powinieneś się ogolić – zaśmiała się. – Zaczynasz mi tu zarastać.
- Oj tam. Najważniejsze, że ty nie zarastasz – odwzajemnił uśmiech. 
Oboje wyszli na zewnątrz. Przechadzali się po cmentarzu kierując się do bramy, która prowadziła do miasta. W pewnym momencie Miranda zatrzymała się przy pewnym grobie. Obok niej od razu stanął Caleb. Oboje spojrzeli na siebie, a następnie na groby.
- Znowu tu są – powiedziała Mir wskazując na groby znajdujące się przed nimi.
Oba były z ich nazwiskami. Były to te same groby, które widzieli pierwszego dnia w Ravenswood. Jednak następnego dnia po ich znalezisku na ich miejscu znajdowały się już całkiem inne pomniki. Po tamtych zaginął ślad, a teraz jakby nigdy nic znowu się pojawiają. Co to miało znaczyć ? Właściwie minęło już około miesiąca od ich pierwszego spotkania, a czuli się jakby znali się całe życie. Tyle tych wszystkich pogmatwanych problemów.
- Collins! – wykrzyknął Caleb.
- Ze co ? – zapytała Miranda.
- On będzie wiedział, o co chodzi – powiedział chłopak kierując się z powrotem do domu wuja Mirandy.
Gdy weszli do środka od razu skierowali się do gabinetu poszukiwanego. Ray siedział przy biurku zawzięcie coś notując. Właściwie gdyby nie głośne wtargnięcie dwójki przyjaciół niezauważyłby ich. Oczywiście w tym ostrym wejściu przeszkadzała im pani Grunwald tłumacząc, że Collins jest zajęty. Na pewno zauważyła zdenerwowanie u Caleba.
- Nie umiecie pukać ? – zapytał z ironią w głosie Ray.
- Znowu tu są… Nagrobki naszych przodków – powiedział Caleb nie odpowiadając na zadane pytanie.
- Jakie nagrobki i co ja mam z tym wspólnego ? – zapytał unosząc lekko głowę znad swoich notatek. Głos miał spokojny z resztą jak zawsze. Zdecydowanie był zawodowym kłamcą, na jego twarzy nie malowały się, bowiem żadne emocje.
- Nie udawaj. Wiem, że coś wiesz! – wykrzyknął Caleb. – Po ostatnich wydarzeniach wiemy, że masz związek z klątwą i nie musisz udawać, że tak nie jest – dokończył.
- Słuchajcie dzieciaki, nie wiem, czego ode mnie oczekujecie, ale nie otrzymacie odpowiedzi na swoje pytania. Teraz proszę skierujcie się do drzwi i dajcie mi pracować, mam ważniejsze sprawy od tych waszych – odpowiedział wskazując drzwi.
Przyjaciele wyszli, trzaskając za sobą drzwiami. Gdy już wyszli i nie było słychać ich kroków pani Grunwald usiadła na krześle naprzeciw wuja Mirandy.
-  Może już czas aby poznali prawdę ? – zaczęła kobieta.
- To jeszcze nie ten moment. Jest zbyt niebezpiecznie – odpowiedział spoglądając na pracownicę.
Miranda z Calebem ponownie udała się na cmentarz. Gdy podeszli do miejsca, gdzie powinny być groby ich przodków jak ostatnim razem oba zniknęły. Był piękny wieczór, na niebie widać było pełnię księżyca. Gdy dziewczyna się zatrzęsła, chłopak zaproponował jej kurtkę. Oboje nie chcieli jeszcze wracać do domu. Dlatego stali w miejscu i wpatrywali się w swoje twarze nic nie mówiąc. Nagle Miranda spontanicznie pocałowała Caleba w usta. Chłopak natomiast odwzajemnił jej pocałunek. 
___________________________________________________________________
Cześć. Postanowiłam dodawać do moich opowiadań zdjęcia, czy gify aby pomogło to waszej wyobraźni, no i żeby było kolorowiej. Poza tym pojawiła się kolejna ankieta, na to czy Caleb i Miranda mają być razem. Wiele osób po prostu pytało mnie, czy bym mogła wprowadzić taki wątek, więc jest pytanie. :)  Zachęcam do komentowania. I dawania nowych pomysłów.
PS. Przepraszam, że krótki rozdział, ale właściwie nie wiedziałam jak bardziej rozwinąć pokazane sytuacje.