wtorek, 24 czerwca 2014

ROZDZIAŁ X - Szczęśliwe rozwiązanie



Nadszedł dzień rozprawy Dillona.  Ostatnie wydarzenie, nie było takie straszne. Wszyscy [przeżyli, a postać tak po prostu odeszła. Od tego czasu minęło kilka miesięcy. Piątkę przyjaciół nie męczyło już żadne widmo, ani nic w tym stylu. Mimo, że zaczynała się dopiero o 16.00 OlIvia postanowiła odwiedzić go nad ranem, żeby się pożegnać. W sumie, może i nie było to dobre, ale kochała go i nie mogła o nim zapomnieć. On też ją kochał. Na pewno, przecież nie byłby z nią przez tyle czasu. Mógł ją przecież zostawić po zabójstwie jej ojca i wyjechać. Mógł się spodziewać, że w końcu jego morderstwo wyjdzie na jaw.
Dziewczyna weszła na posterunek. Od razu policjanci przywitali ją i życzyli powodzenia w rozprawie, o której wiedziało całe miasteczko. Wytłumaczyła jednemu ze strażników, po co przyszła i od razu udała się na salę widzeń. Usiadła na krześle czekając, aż jakiś z policjantów przyprowadzi chłopaka.  Po około pięciu minutach drzwi się otworzyły, a w nich stanął Dillon. Gdy usiadł na krześle dziewczyna zaczęła myśleć o poprzedniej rozprawie, o głosie kobiety na nagraniu i tego, kim ona była. Jej przemyślenia przerwał jednak głos chłopaka.
- Co cię tutaj sproawdza ? – zapytał niepewnie spoglądając na swoje buty.
- Chciałam z tobą porozmawiać… - w tej chwili przerwała. – O wszystkim.
W tym momencie uczuła lekkie kopnięcie w brzuchu. Fakt była już prawie w ósmym miesiącu ciąży. To dziwne, że Dillon nie wspomniał nic na temat jej brzucha. Mimo, że nie chciała musiała go poinformować. To było jego dziecko, a ona nie chciała być dziewczyną, która go o tym nie poinformuje i przez to będzie cierpiała w przyszłości. Nie chciała owijać w bawełnę.
- Jestem w ciąży – wypaliła w końcu i wyszła z Sali.
Wracając do domu dziewczyna cały czas rozmyślała o tym, czy dobrze zrobiła. Z jednej strony cieszyła się, że ma to wyznanie za sobą. Z drugiej jednak była zła, ponieważ ojciec jej dziecka połowę swojego życia spędzi w więzieniu, a jej syn, czy córka będzie z tego powodu cierpieć.
Gdy zbliżała się do parku nagle poczuła jak zaczyna wiać porywisty wiatr. Usiadła, więc na ławce, aby trochę odpocząć i przeczekać, aż wiatr ustanie. Nagle przed jej oczami pokazała się dziewczyna. Miała piękne brązowe włosy, które sięgały jej do pasa. Jej oczy były czarne jak węgiel. Była ubrana w długą białą sukienkę. Jej blask oślepiał Liv.
- Cześć – powiedziała nieznajoma. – Nie martw się nie jestem kolejnym widmem. Mam na imię Claudia i przyszłam z Tobą porozmawiać.
- O czym ? – zapytała zdziwiona Olivia.
- Zginęłam podczas jednej z katastrof związanych z klątwą, w której siedzisz również ty. Jestem przodkiem Dillona. Moim zadaniem jest przekonać cię o jego niewinności. To, co widzieliście w gabinecie twojego ojca, to wcale nie była sprawka Dillona. To Abaddon wszystko uknuł.
Po tych słowach dziewczyna zniknęła, ponieważ w parku zjawiła się pani Grunwald, która rozmawiała przez telefon. Przez przypadek dziewczyna usłyszała, o czym kobieta rozmawia.
- Tak, dzisiaj ma rozprawę. Na pewno się nie dowiedzą, że to nasza sprawka.
W tym momencie Olivię oświeciło. To był ten głos, ten sam głos, który słyszała podczas nagrania, które zostało puszczone na rozprawie kilka miesięcy temu, że też o tym nie pomyślała. Jeżeli Claudia mówiła prawdę, musiała znaleźć dowody na uniewinnienie Dillona. Może jest jeszcze jakaś szansa.

Nadeszła godzina 16.00. Mimo, że Olivia próbowała wszelkimi sposobami znaleźć dowód na uniewinnienie chłopaka nie udało jej się to. Postanowiła czekać. Miała nadzieję, że policja sama wpadła na jakiś trop. W końcu na tym polegała ich praca.
Zaczęła się rozprawa, wprowadzono Dillona i zaczęto przesłuchiwać świadków. Gdy sędzia już kierował się na naradę jeden ze strażników pilnujących wejścia zakomunikował, że jakaś kobieta ma dowód uniewinnienia. Sędzia zgodził się, aby kobieta weszła do środka. Gdy Olivia ją zobaczyła doznała szoku. To była Claudia, ta sama, która przedtem z nią rozmawiała. Tym razem miała na sobie normalne ubrania, właściwie wyglądała na żywą. Liv nie wiedziała jak to zrobiła, jednak mimo to podobało jej się to.
- Mam dowód, że pan Dillon, nie mógł być sprawcą morderstwa. Mówiliście, że morderstwo zostało dokonane około godziny 14.30, mam nagranie z mojego salonu dentystycznego, w którym znajdował się podejrzany.
Nagranie zostało odtworzone, tak, więc znowu sprawa została odwleczona na później.  Wszyscy udali się na zewnątrz. Olivia chciała podbiec do Claudi, jednak nie udało jej się to ponieważ poczuła mocny ból w brzuchu, jednocześnie poczuła jak odchodzą jej wody.
- O nie – powiedziała. – Jeszcze nie teraz.
Od razu podeszło do niej kilka osób, aby jej pomóc. Jeden z nich zadzwonił po karetkę i po krótkiej chwili dziewczyna znalazła się w szpitalu.

Dziewczyna urodziła dziewczynkę. Po zdarzeniu od razu zadzwoniła do przyjaciół, oni natomiast najszybciej jak mogli zjawili się przy niej. Oczywiście nie obeszło się bez niespodzianki, ponieważ z nimi przyszedł, Dillon, który został uniewinniony po zbadaniu jeszcze raz gabinetu ojca bliźniaków. Wszyscy zaczęli się cieszyć szczęściem pary. Nie trwało to jednak długo, ponieważ w szpitalu pojawił się Abaddon, który tak jak Claudia zaczął udawać zwykłego człowieka. Wszedł do Sali dziewczyny, zaczął grozić przyjaciołom, że właśnie nadchodzi ich koniec.
Jednak ku jego zdziwieniu, przyjaciołom na pomoc przyszła Claudia. Dziewczyna trzymała w ręku jakiś dokument. Abaddon, gdy go zobaczył do razu zaczął krzyczeć.
- Nie zrobisz tego !
- Właśnie, że tak. Twoja nędzna klątwa, w końcu raz na zawsze zniknie.
W tym momencie dziewczyna wyjęła z kieszeni zapalniczkę i podpaliła dokument. Mężczyzna zaczął krzyczeć, a tym samym znikać. W koncu cały dokument został zniszczony.
- Co to było ? – zapytała Miranda.
- To była właśnie cała klątwa, na której podpisali się nasi przodkowie. Skoro zniknął, to klątwa nie może istnieć.
- Ale skąd go miałaś ?
- To już pozostanie moją tajemnicą. Cieszcie się sobą, bo w końcu nadeszły spokojne dni.
W tym momencie kobieta zniknęła.

Minął miesiąc od porodu Olivi. Dziewczyna wraz z Dillonem przechadzali się po parku wraz ze swoją córeczką – Claudią. Tak jak wspomniała ich wybawicielka wszystko wróciło do normy. Caleb z Mirandą wyjechali do Los Angeles, aby podbijać świat. Tam nikogo nie interesowało, ze Mir kiedyś była martwa. Pani Grunwald została skazana na 25 lat pozbawienia wolności, za zabójstwo ojca bliźniaków. Okazało się, że chciała być panią Burmistrz. Kto by pomyślał. W związku Luka i Remy też zaczęło się układać. Dziewczyna nie miała koszmarów i mogła spokojnie spać. Matka bliźniaków wybaczyła Collinsowi i za tydzień planują ślub. Wydarzenia z poprzednich miesięcy odeszły w niepamięć

THE END. 

Za ten rozdział dziękuję Kháarish mojej wiernej czytelniczce, bez której nie powstał by ten rozdział :)