Nadszedł
dzień rozprawy Dillona. Ostatnie
wydarzenie, nie było takie straszne. Wszyscy [przeżyli, a postać tak po prostu
odeszła. Od tego czasu minęło kilka miesięcy. Piątkę przyjaciół nie męczyło już
żadne widmo, ani nic w tym stylu. Mimo, że zaczynała się dopiero o 16.00 OlIvia
postanowiła odwiedzić go nad ranem, żeby się pożegnać. W sumie, może i nie było
to dobre, ale kochała go i nie mogła o nim zapomnieć. On też ją kochał. Na
pewno, przecież nie byłby z nią przez tyle czasu. Mógł ją przecież zostawić po
zabójstwie jej ojca i wyjechać. Mógł się spodziewać, że w końcu jego morderstwo
wyjdzie na jaw.
Dziewczyna
weszła na posterunek. Od razu policjanci przywitali ją i życzyli powodzenia w
rozprawie, o której wiedziało całe miasteczko. Wytłumaczyła jednemu ze strażników,
po co przyszła i od razu udała się na salę widzeń. Usiadła na krześle czekając,
aż jakiś z policjantów przyprowadzi chłopaka.
Po około pięciu minutach drzwi się otworzyły, a w nich stanął Dillon.
Gdy usiadł na krześle dziewczyna zaczęła myśleć o poprzedniej rozprawie, o
głosie kobiety na nagraniu i tego, kim ona była. Jej przemyślenia przerwał
jednak głos chłopaka.
- Co cię
tutaj sproawdza ? – zapytał niepewnie spoglądając na swoje buty.
- Chciałam z
tobą porozmawiać… - w tej chwili przerwała. – O wszystkim.
W tym
momencie uczuła lekkie kopnięcie w brzuchu. Fakt była już prawie w ósmym
miesiącu ciąży. To dziwne, że Dillon nie wspomniał nic na temat jej brzucha. Mimo,
że nie chciała musiała go poinformować. To było jego dziecko, a ona nie chciała
być dziewczyną, która go o tym nie poinformuje i przez to będzie cierpiała w
przyszłości. Nie chciała owijać w bawełnę.
- Jestem w
ciąży – wypaliła w końcu i wyszła z Sali.
Wracając do
domu dziewczyna cały czas rozmyślała o tym, czy dobrze zrobiła. Z jednej strony
cieszyła się, że ma to wyznanie za sobą. Z drugiej jednak była zła, ponieważ
ojciec jej dziecka połowę swojego życia spędzi w więzieniu, a jej syn, czy
córka będzie z tego powodu cierpieć.
Gdy zbliżała
się do parku nagle poczuła jak zaczyna wiać porywisty wiatr. Usiadła, więc na ławce,
aby trochę odpocząć i przeczekać, aż wiatr ustanie. Nagle przed jej oczami
pokazała się dziewczyna. Miała piękne brązowe włosy, które sięgały jej do pasa.
Jej oczy były czarne jak węgiel. Była ubrana w długą białą sukienkę. Jej blask
oślepiał Liv.
- Cześć –
powiedziała nieznajoma. – Nie martw się nie jestem kolejnym widmem. Mam na imię
Claudia i przyszłam z Tobą porozmawiać.
- O czym ? –
zapytała zdziwiona Olivia.
- Zginęłam
podczas jednej z katastrof związanych z klątwą, w której siedzisz również ty.
Jestem przodkiem Dillona. Moim zadaniem jest przekonać cię o jego niewinności. To,
co widzieliście w gabinecie twojego ojca, to wcale nie była sprawka Dillona. To
Abaddon wszystko uknuł.
Po tych
słowach dziewczyna zniknęła, ponieważ w parku zjawiła się pani Grunwald, która
rozmawiała przez telefon. Przez przypadek dziewczyna usłyszała, o czym kobieta
rozmawia.
- Tak,
dzisiaj ma rozprawę. Na pewno się nie dowiedzą, że to nasza sprawka.
W tym
momencie Olivię oświeciło. To był ten głos, ten sam głos, który słyszała
podczas nagrania, które zostało puszczone na rozprawie kilka miesięcy temu, że
też o tym nie pomyślała. Jeżeli Claudia mówiła prawdę, musiała znaleźć dowody
na uniewinnienie Dillona. Może jest jeszcze jakaś szansa.
Nadeszła
godzina 16.00. Mimo, że Olivia próbowała wszelkimi sposobami znaleźć dowód na
uniewinnienie chłopaka nie udało jej się to. Postanowiła czekać. Miała
nadzieję, że policja sama wpadła na jakiś trop. W końcu na tym polegała ich
praca.
Zaczęła się
rozprawa, wprowadzono Dillona i zaczęto przesłuchiwać świadków. Gdy sędzia już
kierował się na naradę jeden ze strażników pilnujących wejścia zakomunikował,
że jakaś kobieta ma dowód uniewinnienia. Sędzia zgodził się, aby kobieta weszła
do środka. Gdy Olivia ją zobaczyła doznała szoku. To była Claudia, ta sama,
która przedtem z nią rozmawiała. Tym razem miała na sobie normalne ubrania,
właściwie wyglądała na żywą. Liv nie wiedziała jak to zrobiła, jednak mimo to
podobało jej się to.
- Mam dowód,
że pan Dillon, nie mógł być sprawcą morderstwa. Mówiliście, że morderstwo
zostało dokonane około godziny 14.30, mam nagranie z mojego salonu
dentystycznego, w którym znajdował się podejrzany.
Nagranie
zostało odtworzone, tak, więc znowu sprawa została odwleczona na później. Wszyscy udali się na zewnątrz. Olivia chciała
podbiec do Claudi, jednak nie udało jej się to ponieważ poczuła mocny ból w
brzuchu, jednocześnie poczuła jak odchodzą jej wody.
- O nie –
powiedziała. – Jeszcze nie teraz.
Od razu
podeszło do niej kilka osób, aby jej pomóc. Jeden z nich zadzwonił po karetkę i
po krótkiej chwili dziewczyna znalazła się w szpitalu.
Dziewczyna
urodziła dziewczynkę. Po zdarzeniu od razu zadzwoniła do przyjaciół, oni
natomiast najszybciej jak mogli zjawili się przy niej. Oczywiście nie obeszło
się bez niespodzianki, ponieważ z nimi przyszedł, Dillon, który został
uniewinniony po zbadaniu jeszcze raz gabinetu ojca bliźniaków. Wszyscy zaczęli
się cieszyć szczęściem pary. Nie trwało to jednak długo, ponieważ w szpitalu
pojawił się Abaddon, który tak jak Claudia zaczął udawać zwykłego człowieka.
Wszedł do Sali dziewczyny, zaczął grozić przyjaciołom, że właśnie nadchodzi ich
koniec.
Jednak ku
jego zdziwieniu, przyjaciołom na pomoc przyszła Claudia. Dziewczyna trzymała w
ręku jakiś dokument. Abaddon, gdy go zobaczył do razu zaczął krzyczeć.
- Nie
zrobisz tego !
- Właśnie,
że tak. Twoja nędzna klątwa, w końcu raz na zawsze zniknie.
W tym
momencie dziewczyna wyjęła z kieszeni zapalniczkę i podpaliła dokument.
Mężczyzna zaczął krzyczeć, a tym samym znikać. W koncu cały dokument został
zniszczony.
- Co to było
? – zapytała Miranda.
- To była
właśnie cała klątwa, na której podpisali się nasi przodkowie. Skoro zniknął, to
klątwa nie może istnieć.
- Ale skąd
go miałaś ?
- To już
pozostanie moją tajemnicą. Cieszcie się sobą, bo w końcu nadeszły spokojne dni.
W tym momencie
kobieta zniknęła.
Minął
miesiąc od porodu Olivi. Dziewczyna wraz z Dillonem przechadzali się po parku
wraz ze swoją córeczką – Claudią. Tak jak wspomniała ich wybawicielka wszystko
wróciło do normy. Caleb z Mirandą wyjechali do Los Angeles, aby podbijać świat.
Tam nikogo nie interesowało, ze Mir kiedyś była martwa. Pani Grunwald została
skazana na 25 lat pozbawienia wolności, za zabójstwo ojca bliźniaków. Okazało
się, że chciała być panią Burmistrz. Kto by pomyślał. W związku Luka i Remy też
zaczęło się układać. Dziewczyna nie miała koszmarów i mogła spokojnie spać.
Matka bliźniaków wybaczyła Collinsowi i za tydzień planują ślub. Wydarzenia z
poprzednich miesięcy odeszły w niepamięć
THE END.
Za ten rozdział dziękuję Kháarish mojej wiernej czytelniczce, bez której nie powstał by ten rozdział :)