wtorek, 24 czerwca 2014

ROZDZIAŁ X - Szczęśliwe rozwiązanie



Nadszedł dzień rozprawy Dillona.  Ostatnie wydarzenie, nie było takie straszne. Wszyscy [przeżyli, a postać tak po prostu odeszła. Od tego czasu minęło kilka miesięcy. Piątkę przyjaciół nie męczyło już żadne widmo, ani nic w tym stylu. Mimo, że zaczynała się dopiero o 16.00 OlIvia postanowiła odwiedzić go nad ranem, żeby się pożegnać. W sumie, może i nie było to dobre, ale kochała go i nie mogła o nim zapomnieć. On też ją kochał. Na pewno, przecież nie byłby z nią przez tyle czasu. Mógł ją przecież zostawić po zabójstwie jej ojca i wyjechać. Mógł się spodziewać, że w końcu jego morderstwo wyjdzie na jaw.
Dziewczyna weszła na posterunek. Od razu policjanci przywitali ją i życzyli powodzenia w rozprawie, o której wiedziało całe miasteczko. Wytłumaczyła jednemu ze strażników, po co przyszła i od razu udała się na salę widzeń. Usiadła na krześle czekając, aż jakiś z policjantów przyprowadzi chłopaka.  Po około pięciu minutach drzwi się otworzyły, a w nich stanął Dillon. Gdy usiadł na krześle dziewczyna zaczęła myśleć o poprzedniej rozprawie, o głosie kobiety na nagraniu i tego, kim ona była. Jej przemyślenia przerwał jednak głos chłopaka.
- Co cię tutaj sproawdza ? – zapytał niepewnie spoglądając na swoje buty.
- Chciałam z tobą porozmawiać… - w tej chwili przerwała. – O wszystkim.
W tym momencie uczuła lekkie kopnięcie w brzuchu. Fakt była już prawie w ósmym miesiącu ciąży. To dziwne, że Dillon nie wspomniał nic na temat jej brzucha. Mimo, że nie chciała musiała go poinformować. To było jego dziecko, a ona nie chciała być dziewczyną, która go o tym nie poinformuje i przez to będzie cierpiała w przyszłości. Nie chciała owijać w bawełnę.
- Jestem w ciąży – wypaliła w końcu i wyszła z Sali.
Wracając do domu dziewczyna cały czas rozmyślała o tym, czy dobrze zrobiła. Z jednej strony cieszyła się, że ma to wyznanie za sobą. Z drugiej jednak była zła, ponieważ ojciec jej dziecka połowę swojego życia spędzi w więzieniu, a jej syn, czy córka będzie z tego powodu cierpieć.
Gdy zbliżała się do parku nagle poczuła jak zaczyna wiać porywisty wiatr. Usiadła, więc na ławce, aby trochę odpocząć i przeczekać, aż wiatr ustanie. Nagle przed jej oczami pokazała się dziewczyna. Miała piękne brązowe włosy, które sięgały jej do pasa. Jej oczy były czarne jak węgiel. Była ubrana w długą białą sukienkę. Jej blask oślepiał Liv.
- Cześć – powiedziała nieznajoma. – Nie martw się nie jestem kolejnym widmem. Mam na imię Claudia i przyszłam z Tobą porozmawiać.
- O czym ? – zapytała zdziwiona Olivia.
- Zginęłam podczas jednej z katastrof związanych z klątwą, w której siedzisz również ty. Jestem przodkiem Dillona. Moim zadaniem jest przekonać cię o jego niewinności. To, co widzieliście w gabinecie twojego ojca, to wcale nie była sprawka Dillona. To Abaddon wszystko uknuł.
Po tych słowach dziewczyna zniknęła, ponieważ w parku zjawiła się pani Grunwald, która rozmawiała przez telefon. Przez przypadek dziewczyna usłyszała, o czym kobieta rozmawia.
- Tak, dzisiaj ma rozprawę. Na pewno się nie dowiedzą, że to nasza sprawka.
W tym momencie Olivię oświeciło. To był ten głos, ten sam głos, który słyszała podczas nagrania, które zostało puszczone na rozprawie kilka miesięcy temu, że też o tym nie pomyślała. Jeżeli Claudia mówiła prawdę, musiała znaleźć dowody na uniewinnienie Dillona. Może jest jeszcze jakaś szansa.

Nadeszła godzina 16.00. Mimo, że Olivia próbowała wszelkimi sposobami znaleźć dowód na uniewinnienie chłopaka nie udało jej się to. Postanowiła czekać. Miała nadzieję, że policja sama wpadła na jakiś trop. W końcu na tym polegała ich praca.
Zaczęła się rozprawa, wprowadzono Dillona i zaczęto przesłuchiwać świadków. Gdy sędzia już kierował się na naradę jeden ze strażników pilnujących wejścia zakomunikował, że jakaś kobieta ma dowód uniewinnienia. Sędzia zgodził się, aby kobieta weszła do środka. Gdy Olivia ją zobaczyła doznała szoku. To była Claudia, ta sama, która przedtem z nią rozmawiała. Tym razem miała na sobie normalne ubrania, właściwie wyglądała na żywą. Liv nie wiedziała jak to zrobiła, jednak mimo to podobało jej się to.
- Mam dowód, że pan Dillon, nie mógł być sprawcą morderstwa. Mówiliście, że morderstwo zostało dokonane około godziny 14.30, mam nagranie z mojego salonu dentystycznego, w którym znajdował się podejrzany.
Nagranie zostało odtworzone, tak, więc znowu sprawa została odwleczona na później.  Wszyscy udali się na zewnątrz. Olivia chciała podbiec do Claudi, jednak nie udało jej się to ponieważ poczuła mocny ból w brzuchu, jednocześnie poczuła jak odchodzą jej wody.
- O nie – powiedziała. – Jeszcze nie teraz.
Od razu podeszło do niej kilka osób, aby jej pomóc. Jeden z nich zadzwonił po karetkę i po krótkiej chwili dziewczyna znalazła się w szpitalu.

Dziewczyna urodziła dziewczynkę. Po zdarzeniu od razu zadzwoniła do przyjaciół, oni natomiast najszybciej jak mogli zjawili się przy niej. Oczywiście nie obeszło się bez niespodzianki, ponieważ z nimi przyszedł, Dillon, który został uniewinniony po zbadaniu jeszcze raz gabinetu ojca bliźniaków. Wszyscy zaczęli się cieszyć szczęściem pary. Nie trwało to jednak długo, ponieważ w szpitalu pojawił się Abaddon, który tak jak Claudia zaczął udawać zwykłego człowieka. Wszedł do Sali dziewczyny, zaczął grozić przyjaciołom, że właśnie nadchodzi ich koniec.
Jednak ku jego zdziwieniu, przyjaciołom na pomoc przyszła Claudia. Dziewczyna trzymała w ręku jakiś dokument. Abaddon, gdy go zobaczył do razu zaczął krzyczeć.
- Nie zrobisz tego !
- Właśnie, że tak. Twoja nędzna klątwa, w końcu raz na zawsze zniknie.
W tym momencie dziewczyna wyjęła z kieszeni zapalniczkę i podpaliła dokument. Mężczyzna zaczął krzyczeć, a tym samym znikać. W koncu cały dokument został zniszczony.
- Co to było ? – zapytała Miranda.
- To była właśnie cała klątwa, na której podpisali się nasi przodkowie. Skoro zniknął, to klątwa nie może istnieć.
- Ale skąd go miałaś ?
- To już pozostanie moją tajemnicą. Cieszcie się sobą, bo w końcu nadeszły spokojne dni.
W tym momencie kobieta zniknęła.

Minął miesiąc od porodu Olivi. Dziewczyna wraz z Dillonem przechadzali się po parku wraz ze swoją córeczką – Claudią. Tak jak wspomniała ich wybawicielka wszystko wróciło do normy. Caleb z Mirandą wyjechali do Los Angeles, aby podbijać świat. Tam nikogo nie interesowało, ze Mir kiedyś była martwa. Pani Grunwald została skazana na 25 lat pozbawienia wolności, za zabójstwo ojca bliźniaków. Okazało się, że chciała być panią Burmistrz. Kto by pomyślał. W związku Luka i Remy też zaczęło się układać. Dziewczyna nie miała koszmarów i mogła spokojnie spać. Matka bliźniaków wybaczyła Collinsowi i za tydzień planują ślub. Wydarzenia z poprzednich miesięcy odeszły w niepamięć

THE END. 

Za ten rozdział dziękuję Kháarish mojej wiernej czytelniczce, bez której nie powstał by ten rozdział :)



niedziela, 25 maja 2014

Co dalej ?

Cześć. Tym razem nie udostępnię wam żadnego rozdziału. Po prostu brak mi pomysłów na kolejne rozdziały, na początku miałam ich mnóstwo, ale gdy zaczęłam pisać rozpoczęła się straszna gmatwanina. Niestety nie poradziłam sobie z tym zadaniem. Dlatego zostawiam opowiadanie w tym momencie. Jeżeli ktoś z was ma jakieś pomysły kończące opowiadanie oferuję współpracę. Chętnych zapraszam do zakładki kontakt. Tam możecie znaleźć mojego maila. Dziękuję.

PS. Pracuję nad własnym opowiadaniem, mam napisane prawie wszystkie rozdziały. Jeżeli uda mi sie je skończyć dam wam linka do nowego bloga.

wtorek, 6 maja 2014

ROZDZIAŁ IX - To już koniec. Strzeżcie się.



Remy, Caleb oraz Miranda dalej stali w pokoju. Wokół nich był straszny bałagan. Z szaf powypadały wszystkie przedmioty, figurki, które znajdowały się w jednym z rogów pokoju potłukły się. Jednak przyjaciele nie zwracali na to uwagi. Wszystkich zastanawiało jedno: Co się przed chwilą stało ? I kim jest postać znajdująca się z przodu nich ? Straszna kobieta spoglądała na nich swoimi wyłupiastymi oczami. W końcu jednak odezwała się.
- Wkrótce nadejdzie koniec. Strzeżcie się.
Gdy wypowiedziała te słowa cała trójka zaczęła spoglądać na siebie, próbując wyczytać jakąś wiadomość z twarzy przyjaciela. Jednak, kiedy ponownie chcieli spojrzeć na postać ona zniknęła.
- Co się przed chwilą stało ? – pierwsza odezwała się Miranda, sądząć, że przyjaciele odpowiedzą jej na zadane jej pytanie.
- Sam nie wiem – odpowiedział Caleb.
- Jak myślicie o co jej chodziło z tymi słowami ? – zapytała Remy.
-  Nie wiem, ale widzę że mamy kolejną zagadkę do rozwiązania.
Jak na razie wszystko zaczęło wracać do normy u rodziny Mathesonów. Ich matka zaczęła normalnie funkcjonować, bynajmniej nie płakała w nocy. Nikt nie podejrzewał, że tak bardzo załamała się zerwaniem z Collinsem. Naprawdę musiała go kochać. Luke i Olivia również starali się zachowywać normalnie. Jakby było okej, mimo że nadal w ich głowach panował zamęt, bynajmniej u Livy, w związku ze sprawą Dillona. Nie wiedziała, co ma myśleć, czy jest on winny, czy niewinny. Jednak starała się o tym nie myśleć, w końcu policja cały czas pracowała nad tą sprawą i niedługo powinna zostać rozstrzygnięta.
Jak co rano bliźniaki szykowały się do szkoły. Po zjedzeniu śniadania, załatwieniu potrzeb fizjologicznych oraz ubraniu się w odpowiedni strój wyszli z domu. Już po pierwszej lekcji gdy Liv wyjmowała książki z szafki podeszła do niej Tess, jej dawna przyjaciółka.
- Cześć – powiedziała do niej, jednak dziewczyna nic jej nie odpowiedziała. – Słuchaj wiem, że jesteś na mnie zła, no, ale wybacz mi, nigdy nie zrobiłabym czegoś, co by tobie zaszkodziło.
- To dlaczego wiedziałaś o klątwie ? Z resztą nie chce mi się z tobą rozmawiać – odpowiedziała zamykając szafkę oraz skierowała swoje kroki w kierunku jednej z klas.
- Daj mi szansę. Tęsknie za tobą ! – wykrzyknęła jednak dziewczyna nie zatrzymała się ani na chwilę, tylko kierowała się na przód.
Remy przeszukiwała gazety z okresu, w którym zmarł ojciec Mathesonów. Miała nadzieję, że znajdzie się tam coś, co mogłoby jej pomóc w dowiedzeniu się, co spowodowało, że Dillon zabił tego mężczyznę. I na czyje polecenie to uczynił. Znalazła jeden z artykułów, którego nagłówek głosił: „Tragiczna śmierć burmistrza. Kto popełnił tą straszną zbrodnię?” Jego treść była natomiast następująca: Wczoraj doszła do nas wiadomość, że burmistrz Ravenswood został zamordowany. Został znaleziony w swoim gabinecie, około 3 godzin po tym strasznym czynie. Poprosiliśmy komendanta policji o opinię na temat tego wydarzenia: - Jak na razie mamy pewne podejrzenia, kto mógł to zrobić. Jednak do rozstrzygnięcia sprawy musimy przesłuchać wielu ludzi. My natomiast składamy kondolencje rodzinie, która pogrąża się w bólu. 
 - Żadnych konkretnych informacji – pomyślała. W końcu czego oczekiwała, że napiszą, że ojciec bliźniaków został zamordowany, bo wiedział o klątwie to i owo ? 
Ojciec Caleba, wcześniej niż zamierzał skończył remont domu ich krewnego. Jednak mimo wszystko nie chciał go sprzedawać. Te kilka miesięcy, które spędził w mieście przybliżyły go do syna. Tym bardziej, że dzisiaj miał poznać jego nową dziewczynę. Tyle lat byli osobno, więc teraz chciał razem z synem spędzać wszystkie wolne chwile, aby odpokutować mu lata samotności, bez rodziny. W momencie, kiedy przygotowywał kolację, na którą zaprosił Caleba wraz z Mirandą zadzwonił dzwonek do drzwi. Wiedział, że to już pora na jego gości, dlatego zdjął fartuch i podszedł do drzwi. Otworzył je i szeroko się uśmiechnął na widok pary.
- Witajcie – powiedział ściskając dłoń syna.
- Tato, to jest Miranda – odpowiedział Caleb, wskazując dziewczynę.
Jego ojciec przywitał się z dziewczyną i zaprosił ich do środka oraz nakazał usiąść w jadalni. Wyremontowany dom był piękny, widać, że pan Rivers ma talent do tego, co robi.
- Przygotowałem dla was moje danie specjalne – zupę grzybową.
Mężczyzna był pasjonatem kuchni tradycyjnej. Nie lubił jakiś sztucznych potraw. Wolał, aby było smacznie, zdrowo i w domowej atmosferze. Cała kolacja przebiegała świetnie. Widać było, że Miranda polubiła się z panem Riversem. Oboje rozmawiali o wszystkim, o życiu, przyszłości i przeszłości. W końcu jednak musieli się pożegnać. Gdy Miranda i Caleb wychodzili. Ojciec chłopaka podziękował im i zaprosił na jutrzejszy obiad.
Olivia siedziała na kanapie i przeglądała czasopisma. Nie wyglądała zbyt pięknie. Ubrana w stary dres, niewymalowana, nieuczesana. Nie było to do niej podobne. Już nie interesował jej wygląd, a że jej mama była w pracy nie mogła kontrolować jej stroju. Gdy czytała ciekawy artykuł o jednej z gwiazdek show biznesu do salonu wszedł Luke.
- Ale żeś się zapuściła. Wyglądasz gorzej niż ja – powiedział spoglądając na siostrę.
- Bardzo śmieszne – powiedziała z ironią w głosie.
- Oj nie dąsaj się – odpowiedział dotykając siostrę w ramię. – Mamusia niedługo wróci i pomoże ci wybrać odpowiedni strój.
W tym momencie chłopak wyszedł z pokoju. W końcu wróciły normalne kłótnie pomiędzy nimi. Mimo wszystko Liv cieszyła się z tego powodu, że mogli porozmawiać o czymś innym niż te wszystkie dziwne sytuacje, które cały czas gościły w ich rodzinie. 

Nadchodził już wieczór. Bliźniaczki szły przez park. Max miała nadzieję, ze podczas tej przechadzki wymyśli nowy plan w związku z Dillonem. Chciała, żeby był jej posłuszny. Tym bardziej, że potrzebowała go do niektórych spraw, mimo że był w areszcie. Ona musiała wygrać, musiała pokonać całą piątkę nastolatków za wszelką cenę. Tym bardziej, że ona również była zamieszana w klatwę. Przecież oni mogliby dowiedzieć się o wszystkich jej czynach. Nagle na swojej drodze dziewczynki ujrzały Caleba z Mirandą wracających z kolacji u ojca chłopaka. Przystanęły na chwilę i uśmiechnęły się szeroko.
- Cześć – powiedziała siostra Max wyciągając do nich rękę. – Jestem Elsa.
Nastolatkowe spojrzeli najpierw na siebie potem na dziewczynkę. Nie wiedzieli, co mają zrobić. W końcu w pewnym sensie byli wrogami, ale w końcu, co taka 7 letnia dziewczyna może im zrobić. Mimo wszystko wyminęli je udając się w kierunku domu Collinsa.
- Teraz mamy dwie na głowie – powiedziała Miranda spoglądając na chłopaka.
- One coś knują – odpowiedział. – Nigdy nie myślałem, że będę bał się dzieci.
- Ja też nie, ale właściwie teraz to już nic mnie nie zdziwi.
- Ta sprawa jest coraz bardziej skomplikowana.
Nadeszła noc w Ravenswood. Wszyscy mieszkańcy zaczęli powoli kłaść się do łóżek i zasypiać. Tak też zrobiła cała piątka nastolatków. Niczego się nie obawiając wszyscy zasnęli głębokim snem. Księżyc tej nocy był w pełni. Było ciepło, w końcu, czego się spodziewać po lecie.
Dochodziła 3.00 w nocy. W pewnym momencie wszyscy nastolatkowe wstali z łóżek i zaczęli lunatykować. Kierowali się na cmentarz, który znajdował się przed domem Collinsa. Zatrzymali się w jednym miejscu, tym samym gdzie zostali pochowani oryginalni Caleb i Miranda. Nagle cała piątka obudziła się. Byli w szoku, co się właśnie stało. 
Gdy się zastanawiali nad zaistniałą sytuacją nastąpiło trzęsienie ziemi. Przyjaciele nie mogli utrzymać równowagi. Dziwne jednak było to, że to zjawisko odbywało się tylko i wyłącznie na terenie cmentarza. Pozostała część miasta nie odczuwała tego spokojnie śpiąc. Wokół naszych bohaterów zaczęły latać nagrobki wyrywane przez silny wiatr. Nastolatkowe krzyczeli, z nadzieją, że może to tylko sen. Wszystko wokół nich wirowało. W końcu pokazała się im czarna postać, ta sama, którą niedawno widziała trójka z nich oraz ta sama, która ukazała się Mirandzie na moście.
- To już koniec. Strzeżcie się – powiedziała.
____________________________________________________________________________
Cześć. Nie jestem zadowolona z rozdziału. Właściwie to opuściła mnie wena i pisałam spontanicznie, co wpadło mi do głowy. Dlatego też miałam małe opóźnienie. Mam nadzieję, że podsuniecie mi kilka ciekawych pomysłów, z których mogłabym stworzyć coś ciekawego w następnych rozdziałach.
PS. DZIĘKUJĘ ZA 1000 WYŚWIETLEŃ <3

niedziela, 27 kwietnia 2014

ROZDZIAŁ VIII - Nie zawsze piersze podejrzenia są słuszne



Związek Mirandy i Caleba ciągle się rozwijał, mimo że byli dopiero na etapie przyzwyczajania się do tej sytuacji. Jak na razie układało im się bardzo dobrze. Każdą wolną chwilę spędzali razem. Zdecydowanie byli dla siebie stworzeni. Przyjaciele zaakceptowali ich związek, właściwie to nie mieli nic do gadania. 
Luke tak jak postanowił poszedł do Collinsa, aby dowiedzieć się, czym skrzywdził jego matkę. Gdy dotarł do domu Raya od razu zapukał do drzwi. Po chwili otworzyła mu Grunwald. Z jej wyrazu twarzy wynikało, że spodziewała się go, jednak nie była z tego powodu zadowolona
- Jest Collins ? – zapytał chłopak, wpraszając się do domu.
- Jest zajęty – odpowiedziała kobieta próbując zatrzymać chłopaka.
On jednak nie zamierzał się zatrzymać. Gniew coraz bardziej w nim narastał. Mimo, że obiecał sobie w domu, że będzie spokojny. Od razu swoje kroki kierował ku gabinetowi mężczyzny. W tyle słyszał jeszcze krzyki kobiety, która nakazywała mu się zatrzymać. Chłopak starał się ją ignorować. Kiedy doszedł do drzwi od razu je otworzył. Przy biurku jak zwykle siedział wuj Mirandy.
 - Co jej zrobiłeś ? – wybuchł chłopak, próbując wyciągnąć mężczyznę zza biurka.
- Może spokojniej – odpowiedział, broniąc się Ray. 
- Co zrobiłeś mojej matce ?
- To są sprawy dorosłych. Zaszło po prostu małe nie porozumienie.
W tym samym momencie do gabinetu przyszła Grunwald z policją, która chwyciła chłopaka za ramiona i wyprowadziła z budynku. Oczywiście Luke próbował się wyrywać, ale na nic się to zdało. Został przewieziony do aresztu.

W domu Mathesonów było spokojnie. Matka bliźniaków była w pracy, a Olivia siedziała przy stole w kuchni. Na stole leżało jedno z jej ulubionych czasopism. Dziewczyna była pogrążona w lekturze. Nagle jednak zadzwonił telefon. Gdy dziewczyna odebrała okazało się, że było to z policji. Jej brat siedział w areszcie, ponieważ kogoś zaatakował. Gdy rozmowa się zakończyła dziewczyna od razu wsiadła w samochód i skierowała się ku komendzie.
Na miejscu podeszła do znanych jej już policjantów, po to by dowiedzieć się co stało się z jej bliźniakiem. Została skierowana do jednej sal, w której miał znajdować się jej brat. Gdy weszła do środka zastała go siedzącego przy stole z twarzą ukrytą dłoniach.
- Coś ty zrobił ? – od razu zapytała.
- Nie ważne. Możemy już wracać ? – odpowiedział chłopak wstając z krzesła.
- Nie dopóki mi nie powiesz, o co chodzi. – wypaliła dziewczyna siadając naprzeciw niego.
- Boże zaatakowałem kogoś. 
- Wiem, że nie zrobiłeś tego bez powodu. Kto to w ogóle był ? – zapytała.
- Collins.
- Zaatakowałeś Collinsa ? – wykrzyczała dziewczyna podnosząc się z krzesła. – Dlaczego ? Myślałam, że już go zaakceptowałeś jako narzeczonego naszej matki.
- No właśnie już nie narzeczonego .. – odpowiedział Luke.
- Co masz na myśli ?
- No właśnie to, że wczoraj nasza matka była cała zapłakana, ponieważ ten gościu coś jej zrobił. Byłem u niego po to, aby dowiedzieć się, co się stało. On natomiast powiedział mi, że to nieporozumienie.
Remy wracała z ojcem z lotniska. Był on przecież w domu jej cioci, ponieważ ta musiała spędzić kilka dni w szpitalu. Gdy przejeżdżali obok domu Springera zobaczyli chłopaka rozmawiającego ze swoją matką i jakimś mężczyzną. Wyglądało na to, ze nie widzieli się dłuższy czas, ponieważ tak bardzo pochłonięci byli swoją rozmową, że zapomnieli o całej reszcie świata. 
-  To dzięki twojemu artykułowi – powiedział jej ojciec podążając za jej wzrokiem.
- Co ? – zapytała dziewczyna nie wiedząc, o co chodzi.
- O Springera. Ten obok niego to jego ojciec – powiedział. – Dzisiaj wyszedł z więzienia. Dzięki temu, co napisałaś ponownie rozpatrzyli jego sprawę. Jestem z Ciebie dumny.
Nadszedł dzień rozprawy Dillona. Rodzina Mathesonów, ich przyjaciele oraz świadkowie zgromadzili się na sali rozpraw. Cała rozprawa trochę się opóźniała. W końcu jednak wprowadzono przestępcę na salę. Gdy Olivia na niego spojrzała od razu po policzku spłynęła jej łza, mimo, że kilkanaście razy w domu ćwiczyła ten moment. Chłopak jednak wcale na nią nie spojrzał. Wszedł na salę z głową spuszczoną w dół. Kiedy w końcu usiadł sędzia zaczął całą uroczystość.
-  Zebraliśmy się tutaj, aby zakończyć sprawę morderstwa burmistrza Mathesona, oraz aby dowiedzieć się czy znajdujący się tu na sali Dillon jest za nie odpowiedzialny.
Przepytano wielu świadków. Większość z nich opowiadała o niczym, o tym, jakim cudownym burmistrzem był pan Matheson oraz jakim to strasznym człowiekiem musi być podejrzany. Oczywiście zeznawać musieli również dzieci zmarłego i jego żona. Pierwsza do barierki podeszła Olivia, gdy złożyła przysięgę, że nie będzie kłamać zaczęła mówić. 
- Sporo minęło czasu od śmierci taty. Wszyscy na początku posądzali nas albo mamę za to przestępstwo – całej przemowy nauczyła się przedtem na pamięć. – Nie wyglądało, na to, że Dillon mógłby go zabić. Tym bardziej ja, mimo że spędzałam z nim tyle czasu. Kochałam go, ufałam mu. Na początku nie chciałam w to uwierzyć, myślałam, że to nie prawda. Później jednak po zbadaniu dowodów okazało się, ze to on. Teraz nie mam wątpliwości – mimo, ze powiedziała to, co jej leżało na sercu nie mówiła, jaki chłopak mógłby mieć motyw, a dokładnie to, że jej ojciec wiedział o klątwie, a chłopak zabijając go mógłby mieć jakiś zysk.
Podobne słowa wygłosili Luke i Rachelle. Gdy już sąd chciał pójść na naradę, do Sali wszedł pewien mężczyzna. Był to nie za wysoki brunet w ciemno niebieskim garniturze. Właściwie ogólnie wyglądał trochę dziwacznie. Dodatkowo na głowie miał czarny kapelusz. W ręku trzymał kopertę wielkości kartki A4. W drzwiach jednak został zatrzymany przez policjantów.
- Mam pewne dowody – powiedział.

Sędzia pozwolił mu na wejście, tak, więc mężczyzna wszedł do środka. Ustawił się przy barierce i zaczął mówić.
- Wysoki sądzie nazywam się Richard Excel, jestem prywatnym detektywem. Postanowiłem jeszcze raz zbadać telefon podejrzanego. Mimo, że policji nie udało się tego znaleźć odczytałem pewną rozmowę telefoniczną, która odbyła się w dzień poprzedzający morderstwo. W tej kopercie mam nagranie.
W tym momencie podszedł do sędziego i dał mu kasetkę. Ten natomiast podał je innemu mężczyźnie, po to, aby odtworzył nagranie. Gdy już kasetka została włożona do komputera cała sala usłyszała szmery, po pewnym czasie odezwał się głos.
- Mam dla ciebie zadanie – odezwał się kobiecy głos. – Jutro zabijesz Mathesona, jeżeli tego nie zrobisz dobrze wiesz, co cię czeka. On wie zbyt dużo na temat klątwy. Dzięki temu przeżyjesz.
- Zabić ? Przecież to przestępstwo – odezwał się zaskoczony głos Dillona.
- Zrobisz to. Pamiętaj co ci ostatnio powiedziałam.
W tym momencie połączenie zostało przerwane. Po zakończeniu nagrania Olivia od razu spojrzała na Dillona. Może i zabił jej ojca, ale nie była to tylko jego wina. Ktoś mu to zlecił. Do tego jeszcze jej ojciec wiedział za dużo o klątwie ? Coraz bardziej ta sprawa się gmatwała. Myślała, ze po tej rozprawie cała sprawa się zakończy. Jedna rzecz jeszcze nie dawała jej spokoju, a mianowicie ona znała ten głos. Głos kobiety. Nie mogła sobie jednak przypomnieć, kto to był.
Oczywiście dzięki temu mężczyźnie sprawa została odwleczona, po to aby zapoznać się z rodowodem i zbadać kim była ta kobieta. Od razu po tym orzeczeniu wszyscy wyszli z Sali.
Piątka przyjaciół dla odstresowania się i po to, aby pogadać poszli do kawiarni. Mieli już właściwie gdzieś, to, że nie mają przebywać razem. Pierwotni zginęli, oni stali w punkcie wyjścia, wiec właściwie i tak mogli w każdej chwili zginąć, przez jakiś huragan, czy powódź. Gdy zajęli miejsca i zamówili jedzenie od razu zaczęli rozmawiać.
- Kim jest ta kobieta ? – zaczęła Mir.
- Nie wiem, ale na pewno ma w tym jakiś interes – dodał Caleb.
- I to nie mały – dokończył Luke.
- Proszę was nie rozmawiajmy o tym – powiedziała Liv. – Jestem tym wszystkim zmęczona. Właściwie to nawet odechciało mi się jeść – dokończyła. Przepraszam was.
Wyszła na zewnątrz i od razu zawołała taksówkę. Luke pojechał za nią.
Pozostała trójka postanowiła pójść do Caleba i tam spokojnie porozmawiać. Gdy doszli na miejsce od razu się rozgościli.
- Na pewno Liv musi być ciężko. Może jutro rano będzie lepiej – powiedziała Miranda martwiąc się o przyjaciółkę.
- No tak. Ciekawe, co ich ojciec wiedział o naszej klątwie. To jest trochę podejrzane nie sądzicie ? Tym bardziej, że Dillon też był w to zamieszany.
- Musimy się tego dowiedzieć, ale nie wplątujmy w to Luka i Liv. Bo nie wiadomo jak zareagują naprawdę. Najpierw my musimy dowiedzieć, co się stało.
Reszta przytaknęła Remy. Musieli się dowiedzieć, tylko jeszcze nie wiedzieli jak. W tym samym momencie zaczęło dziać się coś dziwnego. Wszystko zaczęło się ruszać, a w końcu pojawiła się straszna postać. 
_____________________________________________________________
 I jesteśmy za kolejnym rozdziałem. Trochę nie za ciekawy, ale próbuję rozwiązać kilka spraw po to aby nie było to tak pogmatwane. W przyszłym rozdziale planuję dużo akcji związanej z klątwą, możliwe że będzie jakiś wypadek, który zagrozi życiu naszych bohaterów. W końcu o to chodzi w klątwie. Co nie ? Zachęcam do głosowania w ankiecie co sądzicie o blogu. Jest to taka motywacja dla mnie, a też i próba poprawy. Dziękuję. Buziaki :*

wtorek, 22 kwietnia 2014

ROZDZIAŁ VII - Nie wszystkim warto ufać



Miranda postanowiła ukrywać się przed Calebem. Nie chciała tłumaczyć mu się z ostatniej sytuacji. Mimo wszystko nie żałowała tego, co zrobiła. Właściwie to cały czas myślała o tym wydarzeniu. Najbardziej zastanawiające było dla niej to czuł on. Może już pogodził się z rozstaniem z Hanną, może jest dla nich jakaś szansa. Uśmiechała się sama do siebie na samą myśl o tym jak by było cudownie jakby byli razem. Mogliby się upodobnić do ich przodków – po prostu kochać się ponad wszystko, nawet po śmierci.

Max weszła do Sali, w której siedział Dillon. Policjanci bez trudu ją wpuścili, jak powiedziała, że jest jego siostrą. Większość z nich widziała dziewczynkę w mieście, więc nie zadawało pytań, mimo, że nie było przy niej osoby dorosłej. Nie była w tym miejscu pierwszy raz. W końcu nawet raz spotkała w tym miejscu Olivię. Na środku stał stół z trzema krzesłami. Na jednym z nich siedział Dillon, ubrany w tradycyjne więzienne ciuchy. Na razie był jeszcze w tzw. areszcie, ale po zebranych dowodach był już traktowany jak każdy morderca. Następnego dnia miała się odbyć rozprawa, w związku z jego czynami. Dziewczynka usiadła i spojrzała na chłopaka.
- Po co znowu przyszłaś ? – zapytał chłopak.
- Mamy wiele spraw do załatwienia – odpowiedziała. – Nie dokończyłeś swoje zadania.
- Mówiłem ci już, że skończyłem z tym. Nie chce mieć z Tobą nic wspólnego – wykrzyknął podnosząc się z miejsca.
Strażnik stojący z boku podszedł do chłopaka i nakazał mu usiąść. Chłopak jednak zwrócił się do strażnika nie siadając.
- Chcę już stąd wyjść. I proszę, abyście nigdy więcej nie wpuszczali to jej.
Mężczyzna kiwnął głową na znak zgody, wziął chłopaka za ręce i wyprowadził z sali. Gdy już opuścili pomieszczenie dziewczynka z całej siły uderzyła w stół. Była strasznie zdenerwowana. Wszystko nie szło po jej myśli. Tym bardziej, że jej siostra wróciła. Musiała jeszcze ją znosić.

Remy spotkała się Lukem w swoim domu. Tęskniła już za ich dawnymi spotkaniami, jeszcze przed śmiercią jego ojca. Chciała, chociaż na chwilę zapomnieć o wszystkim spędzając czas z ukochanym. Jednak jak zwykle ich temat rozmowy sprowadzał się do jednego.
- Jak się czujesz ? Dalej masz koszmary ? – zapytał chłopak martwiąc się o dziewczynę.
- Nie już wszystko jest okej – odpowiedziała dziewczyna okłamując chłopaka.
Może nie śniły jej się strasznie drastyczne momenty, ale jednak były to złe sny. Za każdym razem widziała jak ona wraz z czwórką przyjaciół umierają. Jednak za każdym razem to wydarzenie odbywało się w innych okolicznościach. Raz tonęli w aucie, tak jak za pierwszym razem. Później ginęli w pożarze, a kolejnym razem podczas wypadku statkiem, ale po co miała mu o tym mówić ? Przecież to nie było takie istotne.
- Cieszę się – uśmiechnął się i pocałował dziewczynę. – Wiesz, że cię kocham i martwię się o ciebie.
- Uwierz mi nie masz o co. Wszystko jest w jak najlepszym porządku.
- A jak tam po wyjeździe mamy ? Dostałaś od niej jakąś wiadomość ? – zapytał.
- Jak na razie tylko Tyle, że jest już na miejscu. Od razu zostali wysłani na misję, więc pewnie nie ma za bardzo czasu na napisanie listu – odpowiedziała, tuląc chłopaka.
Od wyjazdu jej mamy minęło dopiero kilka dni. Obiecała, że będzie pisała tak często jak tylko może. Na razie Remy nie przejmowała się brakiem listów, no, bo przecież jej matka ma tam właściwie ważniejsze rzeczy, ale mimo to martwiła się o nią. Zawsze zastanawiała się, dlaczego jej mama nie może być zwykłą kelnerką, czy sekretarką...
- O czym tak myślisz ? – przerwał jej przemyślenia Luke.
- O niczym ważnym. To co robimy ? – zapytała, zmieniając temat.
- Może jakaś romantyczna kolacja ? – zaproponował chłopak.
- Od kiedy to jesteś taki romantyczny ? – zapytała dziewczyna śmiejąc się jednocześnie. Właściwie to chłopak zaskoczył ją swoją propozycją. Nigdy nie chodzili na te romantyczne kolacje. Zazwyczaj zamawiali pizzę.
- No wiesz. Ludzie się zmieniają, a tym bardziej dla Ciebie raz mogę się postarać i sam ci coś ugotuję. Tym bardziej, ze twojego taty nie ma.

Fakt, jej ojca nie było. Wyjechał na trzy dni do cioci, zająć się jej psami, ponieważ ona zachorowała. Remy oczywiście nie mogła jechać, bo musiała chodzić do szkoły. Oboje więc udali się do kuchni. Chłopak założył niebieski fartuch w białe grochy, który wisiał w kuchni. Gdy dziewczyna go zobaczyła wybuchła śmiechem. Już dawno tak świetnie się nie bawiła.

W końcu Caleb postanowił pójść do Mirandy. Mieszkała ona u swojego wujka, tak jak od początku zamierzała. Jej pokój znajdował się po prawej stronie na początku długiego korytarza. Zapukał lekko do jej drzwi.
- Proszę. Otwarte – powiedziała Miranda wykrzykując z łazienki. - Zaraz przyjdę.
Chłopak rozsiadł się na kanapie nie odpowiadając dziewczynie. Gdy Mir weszła do pokoju w samym ręczniku i zauważyła Caleba od razu znieruchomiała. Cały dzień starała się nie wychodzić z pokoju, żeby go nie spotkać. Nie myślała, że on sam do niej przyjdzie.
- O co chodzi ? – zapytała wycierając włosy drugim ręcznikiem.
- Chciałem pogadać. O tym, co się wydarzyło.
- Tak wiem, że to był dla ciebie błąd możemy mieć tą rozmowę za sobą. Jak będziesz wychodził zamknij drzwi – powiedziała dziewczyna ponownie wchodząc do łazienki.
- Tyle, że dla mnie to nie był błąd – odpowiedział.
W tym samym momencie dziewczyna stanęła w progu łazienki i odwróciła się do chłopaka. Podeszła o krok bliżej nie odzywając się. Czekała na dalszy rozwój wydarzeń. Nie chciała zepsuć tej chwili swoją nieudaną gadką.
- Nie wiem, dlaczego, ale cały dzisiejszy dzień spędziłem na myśleniu o tym, co się wydarzyło. Nie mogłem wyrzucić tego z pamięci. A skoro oboje utkwiliśmy tutaj, to może warto byłoby spróbować – powiedział podchodząc do dziewczyny.
- A co z Hanną ? – zapytała.
- Sama wiesz, że nasz związek nie ma sensu. Nie mogę jej narażać, a tak w ogóle sama zauważyłaś, że uważa mnie za wariata, który gada z duchami.
Po tych słowach dziewczyna wiedziała już wszystko. Nie odpowiadała. Twarze dwójki były coraz bliżej siebie. Oboje czuli swoje oddechy na twarzy. Mir serce waliło jak szalone. Od zawsze czekała na ten moment. Marzyła o tym, aby trwał on jak najdłużej. W końcu Caleb ujął w dłonie twarz dziewczyny i pocałował ją. Przez tą chwilę oboje nie zwracali uwagi na nic innego, oprócz siebie.

Olivia spotkała się z Remy, ponieważ chciała z nią pogadać na temat klątwy. Od kiedy jej życie legło w gruzach to było jej jedynym zajęciem – rozwiązywanie zagadek związanych z klątwą. Stwierdziła, że nie ma czasu na użalanie się nad sobą. Musi się czymś zająć, żeby nie zwariować. Obie usiadły na kanapie. Na początku towarzyszyła im cisza. Widać było, że Remy chce poruszyć ten drażniący temat związany z Liv. Jednak nie wiedziała jak zacząć.
- Widziałaś ostatnio tych wszystkich pierwotnych ? – zapytała Olivia, aby przyjaciółka zajęła swoją głowę innymi myślami, niż jej problemy.
- Właśnie nie widziałam – powiedziała. – Powiem szczerze, że nawet się nad tym nie zastanawiałam. Jakoś ich obecność za wiele nie wnosiła w nasze życie. Wiedzieli mniej niż my – dokończyła swoją wypowiedź.
- Nie ma ich już od jakiś kilku dni. Myślę, że ich włosy, znowu zostały zamknięte w słoikach. Pamiętaj, że nie zostały one posprzątane wtedy w kaplicy – powiedziała.
- A może po prostu zrobił to Collins. Pewnie miał cały zapas włosów zmarłych – odpowiedziała Remy.
- Po co miałby najpierw ich wypuszczać, żeby potem ich zamknąć z powrotem ?
- To jest Collins. On zawsze coś ukrywa.
- Wydaje mi się, że on chyba nie ma z tym nic wspólnego. Rozmawiałam też o tym z Mirandą. Ona uważa tak samo jak ja. Myślę, że jest dobrą postacią.

Gdy Luke wszedł do domu zauważył jego mamę siedzącą przy stole. Zamknął za sobą drzwi i od razu udał się do kuchni. Usiadł na krześle obok niej.
- Słuchaj. Przemyślałem wszystko i stwierdziłem, że zgadzam się – powiedział do matki spoglądając na nią.
- Ale na co ? – zapytała.
- No na twój ślub – odpowiedział.
W tym momencie jego matka spojrzała się na niego. Dopiero teraz zauważył, że jest ona cała zapłakana. Jej oczy były spuchłe. Musiała już chwilę tak siedzieć.
- Co się stało ? – zapytał chłopak obejmując mamę.
- Żadnego ślubu nie będzie – odpowiedziała i wyszła z kuchni.
Kobieta kierowała się w stronę swojej sypialni. Jednak syn podążał za nią. Musiał się dowiedzieć co się stało. Dlaczego płakała ? I co ze ślubem ?
- Powiedz mi o co chodzi – wykrzyczał, cały czas idąc za matką.
- Po prostu mnie oszukał – powiedziała wchodząc do pokoju zatrzaskując za sobą drzwi.
Gdy chłopak próbował je otworzyć. Okazało się, że zostały zamknięte na klucz. Postanowił zostawić ją samą. Potrzebowała trochę swobody. Musiała trochę odpocząć i wszystko sobie poukładać tak jak po śmierci ojca.  Zastanawiał się tylko, co takiego wydarzyło się pomiędzy nią, a Collinsem. Postanowił, że następnego dnia pójdzie do niego i zobaczy, co ma do powiedzenia w tej sprawie. Nie chciał już dzisiaj urządzać awantury, a dodatkowo nie mógł zostawić mamy samej w domu.

Pani Grunwald siedziała u siebie w pokoju i czytała książkę. W pewnym momencie odłożyła ją i podeszła do swojej Szady. Wysunęła jedną z szuflad. Znajdowało się w niej pięć słoików. Z inicjałami. Wyciągnęła jeden z nich, z napisanym na wieczku M.C. Zaczęła przeglądać kosmyk włosów znajdujący się w środku.
- Już mi nie popsujecie planów – powiedziała do samej siebie odkładając słoik z powrotem na miejsce.
- Może pani na chwilę przyjść ? – zawołał Collins pukając do jej drzwi.
- Już idę – odpowiedziała zamykając szufladę na klucz.
 Włożyła go pod poduszkę i wyszła z pomieszczenia. 
_________________________________________________________________________
Cześć. Znowu jesteśmy dalej. Tym razem podoba mi się rozdział. Jest w nim trochę dynamiki. Mamy tutaj szpiega Liv, którą jeszcze bardziej uatrakcyjnię w następnym rozdziale, mamy zerwanie Collinsa z matką bliźniaków, podejrzaną Grunwald i oczywiście Mileba, który powstał dzięki ankiecie, którą przeprowadziłam. Większość z was była za tym związkiem, więc proszę bardzo.  Co sądzicie o rozdziale ? Czego jeszcze oczekujecie ode mnie w przyszłych rozdziałach ? A tak w ogóle jak wam minęły święta ? :)