czwartek, 6 marca 2014

ROZDZIAŁ II - Wielki powrót do świata żywych

W Ravenswood nadszedł kolejny poranek. Remy oślepił blask z okna. Siedziała przy biurku z głową w swoich notatkach. Wszystko wskazywało na to, że ostatniej nocy nie planowała spać w swoim łóżku. Zaspana spojrzała na swój telefon. Miała 7 nieodebranych połączeń. Oczywiście od Luka. Gdy zauważyła, która jest godzina od razu wiedziała skąd to zaniepokojenie u chłopaka. Dochodziła juz dziesiąta. O tej porze już dawno powinna być w szkole a dokładniej na angielskim. Od razu pobiegła do łazienki, aby przygotować się do wyjścia. Rekordowo zajęło jej to wszystko tylko 10 minut. Gdy dotarła na miejsce od razu została zasypana pytaniami swojego chłopaka.Widać, że martwił się o nią. Dziewczyna od razu uspokoiła chłopaka.
- Zaspałam po prostu. Nie usłyszałam budzika. Jesteś za bardzo przewrażliwiony. Widzę jednak,że ty masz większe problemy ze snem niż ja. Nawet się nie uczesałes - powiedziała mierzwiąc chłopakowi włosy.
Ten uśmiechnął się przytulając ją do siebie. Cieszył się, że w końcu złe sny ją opuściły. W końcu porządnie odpoczęła.
Od razu po lekcjach Olivia poszła na komisariat. Stresowała się, mimo że bywała tutaj już tyle razy. Teraz była tu jednak z innego powodu niż zwykle. Musiała spotkać się z zabójcą ojca. Oczywiście policjanci tyle razy widzieli ją w tym budynku, więc za bardzo nie przejęli się jej obecnością. W oczy rzuciła się jej jednak postać. Była to dziewczynka, n oko 7-letnia. Siedziała na krześle pod gabinetem jednego z policjantów. Była sama i właśnie to było dziwne. Żadnej dorosłej osoby obok niej. Żaden rodzic nie wysłałby dziecka w takie miejsce, bynajmniej nie w tym mieście. Dziewczynka miała na sobie czerwony płaszcz oraz czarny beret. Liv wydawało się, ze gdzieś już ją widziała, ale nie pamiętała gdzie dokładnie. Postanowiła do niej podejść. I tak wizytę z Dillonem miała za 15 minut.
- Cześć. Co tu robisz sama? - powiedziała niepewnie.
- Przyszłam odwiedzić przyjaciela.
- A gdzie twoi rodzice ? - kontynuowała rozmowę.
- Nie mam rodziców - odpowiedziała jakby nigdy nic. Nastolatkę zaskoczyła ta odpowiedź. W końcu musiała mieć jakiegoś opiekuna. Musiała się dowiedzieć kim jest.
- Jak się nazywasz ?
- Jestem Max Watterman.
Retrospekcja.
Miranda siedziała na ławce i podziwiała piękno natury. Lubiła przebywać na świeżym powietrzu. Tam czuła się najlepiej. Mogła w spokoju przemyśleć kilka nurtujących ją spraw, a przy okazji posłuchać śpiewu ptaków. Dzisiaj akurat zastanawiała się nad swoim ślubem. Miał się odbyć już jutro. Za kilka godzin miała zostać żoną Caleba Riversa. Kochała go. Miała tyle planów z nim związanych. Zawsze marzyła o wspaniałej rodzinie i piątce cudownych dzieci. Właśnie tak wyobrażała sobie swoje dalsze życie. Miała być kochającą żoną i matką. Tak bardzo zastanawiała się nad swoją przyszłością, że nie zauważyła jak zjawił się obok niej jej ukochany.
- Witaj damo mego serca - powiedział mężczyzna całując dłoń kobiety - Od jutra będziemy już razem na wieczność.
- Na wieczność - powtórzyła. 
Teraźniejszość.
Caleb siedział w parku na tej samej ławce, przy której on i Miranda przyrzekli sobie miłość na wieki. Nie wiedział co ma zrobić, aby odwrócić klątwę. Nie chciał aby taki sam los spotkał jego przodka i jego przyjaciół. Nie miał jednak pojęcia jak to zrobić. Wiedział, że tak długo będzie tutaj dopóki nie zniszczy tego przekleństwa...
Olivia otworzyła drzwi do sali, w której znajdował się Dillon. Była pusta. Nie było w niej żadnego mebla, ani żadnego okna. Na środku stał mały stolik, przy którym znajdowały się trzy krzesła. Na jednym z nich siedział chłopak. Przy drzwiach stał policjant. Właśnie dzięki znajomości w policji, pozwolono się jej z nim spotkać. Weszła do środka niepewnie cały czas wpatrując się w postać znajdującą się w pomieszczeniu. Usiadła na krześle na przeciw. Siedziała w milczeniu, już wcześniej zaplanowała co ma powiedzieć, jednak w tej chwili zabrakło jej słów. Próbowała je w głowie poskładać w sensowną całość. Po dłuższej chwili ciszy Dillon sam się odezwał.
- Wiem dlaczego tu jesteś. Ale zapewniam się, że wrobiono mnie. Nie zabiłem waszego ojca. Niby jakbym miał to zrobić ?
- Oh Dillon. Nie oszukuj mnie. Znam już prawdę. Zraniłeś mnie i nigdy więcej ci nie uwierzę. O obozie religijnym pewnie też kłamałeś. Myślałam, że mnie kochasz. Dlaczego w ogóle mój tata ? Co on Ci zrobił ? - dziewczyna poczuła jak po policzku spływa jej łza, szybko ją otarła. Nie chciała aby chłopak myślał, że przez niego płacze. Mimo, ze taka właśnie była prawda. Chciałaby uwierzyć w jego słowa, ale istnieją dowody, które zaprzeczają tej teorii.
- Kocham cię. Uwierz .. - nie zdążył już dokończyć ponieważ Liv wyszła. Mimo, że nie powiedziała mu wszystkiego czego chciała i nie uzyskała odpowiedzi na nurtujące ją pytania to stwierdziła, ze ta rozmowa nie ma sensu. Miała nadzieję, że chłopak chociaż okaże skruchę, ale nie on wolał do konca pozostać dupkiem.
- Caleb! Pomóż mi z tym ciałem - zawołał Collins. Chłopak zdziwił się, że ma wykonać taką pracę. W końcu Ray nigdy nie pozwolił zbliżać mu się do truposzów. Bynajmniej od czasu kiedy odkrył, że przeszukuje on jego gabinet. Jednak posłusznie podszedł do pracodawcy.
- Musimy go przenieść na górę. Tylko ostrożnie i nie próbuj kombinować.
Caleb wykonał zadanie. I jak powiedział Collins nie kombinował, mimo że ciekawy był kto kryje się za płachtą. Nie było w miasteczku żadnych wiadomości o śmierci jakiegoś z mieszkańców. Nie jest do za duże miasto, więc wieści szybko się rozchodzą. Musiał to więc być ktoś spoza miasta. Nie mógł jednak tego sprawdzić, ponieważ Collins od razu zajął się ciałem.
Remy po raz kolejny przeglądała notatki, oraz tworzyła nowe. Nie dawało to jednak żadnego pozytywnego celu. W przeszukiwaniu zapisków pomagał jej Luke. Po przerzuceniu kolejnej sterty kartek chłopak powiedział:
- Może to nic nie znaczy. Jakieś zwykłe zdania po łacinie i tyle. Powinnaś przestać sie tak zadręczać. Możemy zająć się czymś innym - zbliżył się do dziewczyny uśmiechając się promiennie.
- Luke! Muszę wiedzieć o co w tym chodzi. Znasz mnie przecież nie mogę zostać nie załatwionej sprawy. A poza tym nie nalegaj. Nie jestem jeszcze gotowa - powiedziała dziewczyna całując ukochanego.
- Rozumiem, rozumiem. Tylko chcę abyś chociaż trochę zapomniała o tym wszystkim. Nie możemy chociaż chwilę spędzić czasu ze sobą ?!
- Zrozum mnie. Proszę. Musimy rozwikłać tą plątaninę. Wtedy wszystko się ułoży.
- Co mam zrobić ? - zapytała Olivia.
- Widziałaś co on zrobił na własne oczy. Musisz zapomnieć, zakopać wspomnienia głęboko. Na pewno nie tylko to przed tobą ukrywał. Przecież to przez niego uczestniczysz w pakcie. Takim nie można wybaczać - odpowiedziała Miranda.
- Nie chcę mu wybaczać. Nawet gdybym chciała to nie potrafię. Chcę wiedzieć tylko jak zapomnieć.
- Czas leczy rany. W koncu się uda. Poznasz kogoś wartościowego.
- A ty jak się trzymasz ? Rozmawiałaś z Calebem ?
- Z Calebem ? O czym ?
- O was. Przecież widać, ze go kochasz. Powiedziałaś mu - zapytała Liv.
Przyjaciółka zarumieniła się. Myślała, ze nikt nie dowie się o jej potajemnej miłości. Nie odpowiadała więc na to pytanie. Liczyła, że sprawa sama się potoczy.
Cała piątka zebrała się, ponieważ Remy miała jakąś ważną wiadomość do przekazania, dotyczącą paktu. Wszyscy przyszli w umówione miejsce jak najszybciej jak się dało.
- Słuchajcie - zaczęła niepewnie. -Szukałam wiadomości na temat tych trzech zdań po łacinie. Stwierdziłam, że za bardzo doszukiwałam się w nich głębokiego sensu. Nie pochodzi on w ogóle z dnia podpisania paktu, tylko kilkunastu lat później. Dnia, w którym zginęła pierwsza piątka osób. Nie wiem, dlaczego widziałam go w swoim śnie, właśnie przy wydarzeniu podpisywania dokumentu, skazującego nas na ten los. Widocznie miało mieć to jakieś znaczenie. Nieobecny sam sobie szkodzi, oznacza matkę Mirandy, pierwotnej oczywiście, która wyszła z pomieszczenia przed podpisaniem paktu. Oznacza to więc, że duchy są na nią o to złe. Dlatego też, właśnie Miranda tylko widziała postać na moście i to ona jako pierwsza umarła. Jednak pomimo to ktoś musiał ją oddać, za swoje życie. Ponieważ jej nazwisko nie znajdywało się na pakcie. W winie prawda, to motyw przewodni każdego z wypadków. Ma to właśnie przypominać o ciągłym istnieniu klątwy. Za każdym razem gdy ginie piątka osób nagłówki gazet mają tą samą treść - w tym momencie pokazała reszcie gazety, w których właśnie opisywano śmierć nastolatków. Zawsze ten sam nagłówek. - Kości zostały mówi o tym, ze nie da się uciec od losu. Pakt został już podpisany i nie można go zniszczyć, i uratować dalszych pokoleń. Nic ich ze soba nie łączy, każde ma oddzielne znaczenie.
- Jesteś genialna - powiedział Luke tuląc dziewczynę do siebie.
- Właściwie to nic nowego z tego nie wynika - powiedział Caleb. - Znajdujemy się w punkcie wyjścia.
- Jesteśmy o krok dalej - powiedziała Liv.
- No tak. Musimy się teraz zająć tymi całymi nazwiskami, kto nas wtrącił do tego paktu. W końcu tylko Caleba nazwisko znajduje się na liście no i Dillona - powiedziała Miranda, spoglądając na Remy. 
- Wiecie, gdy byłam na komisariacie .. - dziewczyna nie zdążyła dokończyć, ponieważ od trazu wtrącił się jej brat.
- Byłaś na komisariacie ? Po co ? - wykrzyknął Luke.
- U Dillona. Musiałam dowiedzieć się prawdy, ale nic mi nie powiedział. Z resztą nie o to chodzi. Spotkałam tam dziewczynkę. Ubrana była w czerwony płaszcz. Wydaje mi się, trochę podejrzana. Chciała odwiedzić przyjaciela. Nie miała rodziców.
- Dziwne - powiedziała Miranda.
- Tak. Podeszłam do niej nazywała sie Max Wwww... - przerwała, próbowała sobie przypomnieć nazwisko. - Watterman !
- Max ? Przecież ona była w moim śnie. Miała byc moja siostrą, poza tym nic nie mówiła.
- Ja widziałem ja w parku, zaczepiła Hannę. Jest podejrzana. Według mnie jest zamieszana w pakt - powiedział chłopak.
- Mała dziewczynka ? Chyba juz trochę wariujecie - zaczął wyśmiewać się Luke.
- A tak w ogóle gdzie zniknęła Remy ? - zapytała Miranda, wskazując na puste miejsce, w którym stała dziewczyna.
- Tu jestem. Szukam czegoś - krzyknęła dziewczyna z drugiego pokoju. - Już mam. Patrzcie !
Cała reszta podbiegła do niej. Dziewczyna trzymała w ręku kartkę, na której zapisała sześć nazwisk.
- To osoby, które podpisały pakt.
- Watterman. To ta Max - powiedział Caleb, wskazując miejsce z zapisanym nazwiskiem.
- No to mamy kolejną osobę - powiedział Luke, z głosem pełnym podziwu.Chyba juz więcej, nie będzie lekceważył teorii pozostałej czwórki.
- Tylko, że ona nie brała udziału w wypadku, wiec też musiała kogoś z nas na swoje miejsce wybrać - powiedziała Remy.
- Tylko kogo ? -  zapytała Liv.
- AAAAAAAA.... - rozległ się przerażający krzyk, któy dochodził z ust Mirnady.
- Ej co się dzieje ? - wykrzyknął Caleb podbiegając do przyjaciółki.
Dziewczyna automatycznie upadła na ziemię. Po chwili jednak się ocknęła. Caleb trzymał ją za rękę. Spojrzała w jego oczy i uśmiechnęła się szeroko.
- Czuję cię! Naprawdę cię czuję!
______________________________________________________________
Co sądzicie o nowym rozdziale ? Mam nadzieję, ze lepiej poszedł mi od poprzedniego. Stwierdziłam, że posty będę dodawała przynajmniej raz w tygodniu. Moje pomysły na kolejne rozdziały coraz bardziej się rozwijają. Niebawem dodam ankietę, w której będziecie mieli wpływ na dalsze losy bohaterów. :)

4 komentarze:

  1. Pomysły masz świetne! Moim zdaniem, jako studentki polonistyki, tekst jest trochę szarpany, za dużo chcesz pokazać, dlatego stosujesz bardzo krótkie zdania. Staraj się je połączyć w jedno dłuższe, wtedy od razu lepiej się czyta :) Czekam na następny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za opinię, postaram się zastosować to w dalszych rozdziałach.

      Usuń
  2. Siemka :P Mam nadzieje że w tym opowiadaniu C+M wystąpi :P Czekam na następny <3

    OdpowiedzUsuń